piątek, 25 października 2013

Rozdział 23


Kiedy się obudziłam czułam ciepłą dłoń na biodrze. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie poprzedniej nocy. Poczułam jego usta na swoim ramieniu, rękę przeniósł na mój brzuch. Obróciłam się do niego przodem i wtuliłam w nagi tors.
  • kocham cię – mruknął
  • ja ciebie też – wyszeptałam i ponownie zasnęłam. Kiedy się obudziłam Cristiano już nie było. Wstałam z łóżka, wzięłam prysznic, ubrałam jego koszulkę i zeszłam na dół. Na stole był sok pomarańczowy, komputer, kartka i klucze.
    Jestem na treningu, psy są wyprowadzone,
    jak skończy im się woda, możesz dolać.
    Wypij chociaż sok, będę po 11.
    Kocham cię.
    P.S. Temperatura: 27'C
    Wiatr: 8 km/h
    szansa opadów: 0%”
    Wzięłam sok, w kojcu leżał szczeniak patrząc na kolorową piłkę, podeszłam bliżej, wzięłam zabawkę
  • chodź, pobawimy się – powiedziałam i skierowałam się do ogrodu. Odłożyłam szklankę na stolik i rzuciłam piłkę za którą szczeniak pobiegł. Po kilku minutach dołączył Zibo. Zwierzaki ganiały się po ogrodzie, a ja usiadłam na fotelu. Chciałam wziąć sok, ale szklanki już nie było. Za to na innym fotelu siedział Cristiano i beztrosko pił sok. Uśmiechnął się, wstał i wszedł do domu. Kiedy wrócił miał ze sobą biały karton i dzbanek soku.
  • Domyślam się, że nic nie zjadłaś – zaczął – dlatego kupiłem coś takiego. Otworzył pudełko, w środku znajdowały się drożdżówki – jeszcze ciepłe. Nie odezwiesz się do mnie?
  • Wypiłeś mi sok.
  • Proszę – podał mi pełną szklankę.
  • Dziękuję – uśmiechnęłam się – z czym?
  • Z owocami. - wyjaśnił
  • mogłeś sam zrobić.
  • Nie chciałabyś tego jeść. - zaśmiał się
  • aha, czyli trutka na szczury byłaby przy nich jadalna?
  • Z pewnością. Widziałem twojego tatę.
  • Tak? Kiedy?
  • Rano, jak jechałem na trening.
  • Rozmawiałeś z nim?
  • Wypadałoby, co?
  • Czy ja wiem... ależ oczywiście, w końcu imponujesz mu i wzbudzasz zaufanie. - odparłam – i co mówił?
  • Pytał się gdzie jesteś.
  • I co mu powiedziałeś? - spytałam
  • że jesteś u mnie i śpisz. Powiedziałem, że zasnęłaś jak oglądaliśmy film.
  • Pominąłeś pewien szczegół. - mruknęłam
  • tak?
  • Oczywiście. Nie wspomniałeś o psiaku.
  • No faktycznie. - odparł – pewnie chcesz się przebrać, zanim pojedziemy do miasta?
  • Nie, wygodnie mi w twojej koszulce, tylko jak ręce podniosę to może widać mi pośladki.
  • Nie, tylko ja mogę je oglądać.
  • Chyba, że wypnę tyłek w Playboyu.
  • O nie, nie. - pokręcił głową – nie zrobisz tego
  • oczywiście, że nie. Myślałeś, że mogłabym to zrobić?
  • Nie.... i skończmy ten temat.
  • Dobrze – odpowiedziałam – z pewnością mój tata byłby pierwszy w kolejce, żeby zobaczyć taką sesję.
  • Wiesz, wolałbym zostać jedyną osobą, która wie że masz kolczyka w prawym sutku.
  • Zauważyłeś? - spytałam
  • oczywiście. Kiedy go zrobiłaś?
  • Dwa dni przed wylotem z Polski. - wyjaśniłam – możemy iść. W środku ubrałam trampki. Cristiano przypiął szczeniaka na smycz i wsiedliśmy do samochodu. Przebrałam się w swoim pokoju i gotowa zeszłam na dół.
  • Jak zwykle piękna.- pochwalił - i w trampkach – dodał gdy spojrzał w dół. Zignorowałam to i bez słowa wyszłam z domu.
  • Idziesz?
  • Zachwycam się twoim pięknem – powiedział seksownym głosem, podniosłam jedną brew – już idę. - rzuciłam mu klucze, zamknął drzwi, wsiedliśmy do samochodu, a tyłu spał szczeniak
  • Cristiano?
  • Tak kochanie?
  • Jeszcze nie nazwaliśmy psa. - zauważyłam
  • faktycznie. Zrobimy to jak wrócimy od lekarza – uśmiechnął się – spójrz na mnie – skierowałam głowę w jego stronę – kocham cię – uśmiechnęłam się
  • ja ciebie też. - delikatnie musnął moje wargi. Odpalił silnik i ruszył
  • a potem pojedziemy do cukierni.
  • Wybrać tort?
  • Tak – przytaknął. Dojechaliśmy pod jakąś klinikę weterynarii, w recepcji jakieś rude czupiradło próbowało poderwać, mojego faceta, ale on nawet nie zwrócił na nią uwagi. Weszliśmy do gabinetu, powitał nas starszy mężczyzna. Dowiedzieliśmy się, że nasze znalezisko jest chłopcem, ma sześć miesięcy, jest bokserem, nic mu nie jest i nie był zarejestrowany. Założyliśmy mu kartę szczepień i mogliśmy opuścić gabinet. W tym samym budynku znajdował się sklep, poszliśmy do niego. Kiedy mijaliśmy recepcjonistkę (tak, te rude czupiradło) oboje w tym samym momencie chwyciliśmy się za pośladki, spojrzeliśmy się na siebie i parsknęliśmy śmiechem.
  • Cóż za telepatia, Cristiano.
  • Nie zaprzeczę, Laurencjo.
  • Co dla państwa? - spytała kobieta w średnim wieku.
  • Potrzebujemy....ymm...wszystkiego. - odparł Cristiano
  • Wyprawka dla pieska? - spytała
  • myślałam, że robi się tylko dla dziecka – szepnęłam
  • ja też.
  • Zaczniemy od wyboru obroży. Wybierzecie jakąś czy na zamówienie?
  • Zrobimy na zamówienie. - odpowiedział
  • chłopiec czy dziewczynka?
  • On – mruknęłam, kobieta się oddaliła – Cristiano?
  • Co?
  • to pies czy dziecko?
  • Nie zwracaj na to uwagi – zaśmiał się.
  • Jaki kolor podoba wam się najbardziej?
  • Może – zaczęłam – skoro jest to chłopiec, to wybierzemy coś z niebieskiego?
  • Świetny pomysł. Proponuję ten turkusowy, albo ten błękitny.
  • Błękitny – powiedzieliśmy jednocześnie
  • ale ta chabrowa też jest ładna – wskazałam
  • weźmiemy dwie – odpowiedział.
  • Może z ćwiekami? - spytała kobieta.
  • Co? - zdziwiliśmy się
  • to są ćwieki w różnych kształtach, na przykład mamy kości, piłki.
  • To może kość? - zaproponowałam
  • niech będzie.
  • Do tego będzie smycz – powiedział kobieta – jakie miski?
  • Obojętnie – powiedziałam
  • proponuję te, są one ch....
  • świetne. Bierzemy – powiedział Cristiano – dorzuci pani kilka zabawek i jakąś leżankę.
  • Oczywiście. - uśmiechnęła się. Kobieta wróciła z dużym pakunkiem.
  • W środku macie zastępczą obrożę i smycz. - uśmiechnęła się
  • możemy już zapłacić?
  • Tak – uśmiechnęła się
  • nawet o tym nie myśl – mruknął Cristiano podając kobiecie kartę. Wyszliśmy z budynku, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę cukierni. Na parkingu wypakowałam smycz i obrożę. Założyłam bezimiennemu i weszliśmy do środka, jakaś pani zabrała od nas psa, mówiąc że jest opiekunką, do dzieci, psów i wszystkiego co przyniosą klienci.
  • Co dla państwa?
  • Chcemy zamówić tort.
  • Weselny – uśmiechnął się mężczyzna, zaniemówiłam – proszę się nie przejmować, mamy największy wybór smaków, kształtów. Znajdziemy coś dla państwa.
  • Właściwie to, my...my nie bierzemy ślubu. - powiedziałam
  • To tort na urodziny. Dla mojej mamy.
  • Jakiej wielkości ma być? - spytał
  • taki większy.
  • Na 50 osób?
  • Nie – mruknęłam – za mały będzie.
  • To weźmiemy na 100
  • a to za duży – powiedziałam
  • będzie dobry – uśmiechnął się – Marcelo i Fabio zjedzą potrójne porcje.
  • Czyli wielkość mamy ustaloną. Teraz smak i wygląd tortu.
  • Motywem są lata 40 – wyjaśniłam
  • rozumiem. Co myślicie o tym? - pokazał nam w katalogu jeden tort
  • świetny. Ten też jest fajny. - wskazałam na jeden
  • ten jest na wieczór panieński – wyjaśnił
  • domyślam się, patrząc na ten duży, a właściwie ogromny... - Cristiano przewrócił na kolejną stronę – ooo... nie myślałam, że można wymyślić coś takiego. - po raz kolejny przewrócił stronę, ale nadal kontynuowałam - ten pan przykuty do łóżka jest z lukru czy masy marcepanowej?
  • Jest to masa.
  • Jego..yyy... przyrodzenie też?
  • Tak.
  • I te malutkie kajdanki?
  • Wszystko – Cristiano zmroził mnie spojrzeniem – ten z kieliszkiem martini wybierzemy, prawda?
  • Tak. - syknął Cristiano
  • a jaki smak? - spytałam – bo chyba wiesz jaki lubi twoja mama.
  • Właściwi to nie – mruknął
  • co?
  • bo...bo...bo ona zje wszystko.
  • Cristiano nie załamuj mnie – westchnęłam
  • może sami wybierzecie smak?
  • Najlepiej jak do niej zadzwonię. - odpowiedziałam
  • daj telefon – powiedziałam do Cristiano
  • chcesz wprost zapytać co lubi?
  • Nie. Zobaczysz, tylko daj telefon.
  • Proszę – znalazłam numer, przepisałam – myślałem, że chcesz z mojego dzwonić
  • to źle myślałeś.
  • Halo?
  • Dzień dobry, Dolores.
  • Lulu, witaj. Zaskoczyłaś mnie tym telefonem.
  • Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam.
  • Skąd. Ten pajac coś zmajstrował?
  • W sensie, że Cristiano?
  • Powiedz mu, że wsiadam w pierwszy samolot i przylatuję
  • nie, nie, nie, nie. Nie trzeba, wszystko w porządku.
  • Dba o ciebie?
  • Nawet bardzo.
  • Opiekuje się?
  • Też. Mam do ciebie pytanie.
  • Chodzi o Cristiano?
  • Nie. Pamiętasz jak opowiadałaś mi o pewnym cieście, które bardzo lubisz?
  • Kilka ich jest. - zaśmiała się
  • Jakieś tortowe. Z kremem czy coś w tym stylu.
  • Ach tak. Mówisz o tym czekoladowo-wiśniowym?
  • Dokładnie.
  • Zdecydowanie ten jest moim ulubionym. Ciemne ciasto i w środku krem z wiśniami. Wiesz, wiśnie w alkoholu i te sprawy. A dlaczego pytasz?
  • Chciałam zrobić Cristiano, ale jak na moje umiejętności, to jest zdecydowanie za trudne.
  • Jak przyjadę to razem zrobimy.
  • Świetnie – uśmiechnęłam się – muszę kończyć, bo Cristiano już nade mną wisi.
  • Ucałuj go. Do zobaczenia – rozłączyła się i spojrzałam na Cristiano
  • i co? Można? - spytałam patrząc się na niego.
  • Czyli jaki? - spytał
  • czekoladowo – wiśniowy. Z ciemnym ciastem. Wiśnie nasączone alkoholem.
  • Na kiedy tort ma być gotowy?
  • Równo za dwa tygodnie.
  • Za dwa tygodnie w piątek?
  • Tak – potwierdziliśmy. Po załatwieniu wszystkiego, odebraliśmy psiaka i skierowaliśmy się w stronę samochodu.
  • Jedziemy na obiad? - spytał
  • możemy – mruknęłam. Zatrzymaliśmy się pod małą restauracją. Przeszliśmy parking i zauważyłam znajomą postać, przestraszona mocniej ścisnęłam rękę Cristiano
  • Co się stało? - spytał zdezorientowany – kochanie co się dzieje?
  • Tam...tam...tam jest...jest Karol – wydukałam
  • Lulu! - krzyknął – o piłkarzyk jest z tobą.
  • Czego chcesz? - syknęłam
  • Laurencja – zaczął Cristiano
  • sama to załatwię – wyjaśniłam
  • jeśli tylko podniesie na ciebie rękę, to obiecuję, że on może już nie chodzić...
  • Lulu! Ja cię kocham! - krzyknął
  • nie jestem głucha idioto!
  • Wróć do mnie – powiedział – wiem, że łączyła nas i nadal łączy miłość
  • jaranie wypaliło ci mózg, chociaż... sorry ty go nigdy nie posiadałeś.
  • Kochanie
  • nie mów tak do mnie – syknęłam
  • bo co? Ten spedalony piłkarz tak do ciebie mówi?
  • Przegiąłeś – syknęłam i rzuciłam się na niego
  • LAURENCJA! - ryknął Cristiano i chwycił mnie w pasie odciągając od Karola
  • jesteś zwykłą kurwą, która daje dupy na lewo i prawo. - syknął dotykając śladu, który zostawiłam po swoich paznokciach. - dziwka!
  • Co on powiedział?
  • Nazwał mnie dziwką.
  • O nie. - powiedział pół szeptem – te facet! - kiedy Karol się odwrócił Cristiano uderzył go pięścią prosto w oko. - to było ostrzeżenie. - syknął w jego stronę – chodź, idziemy – chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę restauracji. Zajęliśmy miejsca na dachu i zamówiliśmy. - dobrze się czujesz? - spytał chwytając mnie za rękę
  • tak – szepnęłam – wszystko w porządku. Zjedliśmy, na pytania Cristiano tylko przytakiwałam, albo zaprzeczałam. Weszliśmy do jego domu, zatrzymałam się na środku salonu i odwróciłam w jego stronę.
  • Coś się dzieje, kochanie? - spytał kładąc dłoń na moim policzku
  • Nic. - zaprzeczyłam – a właściwie...dlaczego to zrobiłeś?
  • Nikt nie będzie obrażać mojej dziewczyny. - wyjaśnił, przytaknęłam głową. Zacisnęłam usta, w oczach miałam łzy – kochanie co ci jest?
  • Po prostu mnie przytul – szepnęłam wpadając mu w ramiona – nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię mam przy sobie – wyszeptałam. Wziął moją twarz w obie dłonie.
  • Nie pozwolę, by ktoś cię skrzywdził.- objęłam go w pasie, przybliżył się do mnie i nasze usta się spotkały. Na początku całował delikatnie, z każdą chwilą jego pocałunki były bardziej namiętne i pełne pożądania. Chwycił mnie za pośladki i uniósł do góry. Oplotłam nogami jego biodra. Przerwałam pocałunek, spojrzałam mu w oczy i się uśmiechnęłam.
  • Co? - spytał
  • mieliśmy nazwać psa.
  • No dobrze, chociaż są ciekawsze rzeczy. - westchnął
  • masz jakieś propozycje? - spytałam siadając na kanapie
  • Zibo junior – powiedział – i mamy to z głowy!
  • Cristiano!
  • Chcesz psa nazwać moim imieniem?
  • Przestań, psa krzywdzić nie będę. - odpowiedziałam
  • zacznij uciekać – mruknął, zignorowałam to co powiedział – nazwijmy go Marcelo – powiedział po chwili ciszy.
  • CO JA? - usłyszeliśmy głos dobiegający z korytarza, po chwili pojawił się Brazylijczyk
  • czy ty nauczysz się pukać? - spytał Cristiano
  • nie jestem sam – uśmiechnął się
  • CO?
  • hola – wyszczerzył się Sergio
  • ilu was tam jest? - spytał
  • nie tak dużo – mruknął Marcelo
  • Kędzior mów prawdę – powiedziałam
  • jest jeszcze Iker, Pepe, Mesut, Rafa, Fabio, Karim.
  • Czego chcecie?
  • Podobno jest pomysł, za co mamy się przebrać na urodziny twojej mamy. - wyjaśnił Iker. - to pies?
  • Nie, nietoperz – powiedziałam ironicznie – oczywiście, że pies. Zastanawiamy się jak go nazwać.
  • Nazwijmy go Gusttavo! - krzyknął Marcelo – a teraz powiem wam dlaczego! Boooo
  • mów!
  • Gusttavo Lima e voce! Tche tcherere tche tche,Tcherere tche tche,Tcherere tche tche
  • PRZESTAŃ – krzyknęli chórem
  • Rico – zaproponował Fabio – albo Emanuella, na cześć Emanuelli z serialu, która nie chciała Fernando, a potem go chciała, a teraz znów.
  • Fabio, w kuchni są drożdżówki, poczęstuj się – przerwał mu Cristiano
  • nie jestem głodny. - odparł
  • nazwij go na cześć piłki nożnej – zaproponował Karim
  • nie będę na swojego psa wołać piłka, spalony, karny, faul, gol, murawa, bramka, pole karne, korki, wyjściowa jedenastka.
  • A...
  • Bernabeu też odpada – dodałam
  • to może Torreador – zaproponował Sergio – albo bardziej Glamour
  • majtki Karima są glamour – zarechotał Iker
  • ty się od moich majtek odwal. - syknął Karim
  • ja mam pomysł – powiedział nieśmiało Rafa – może Pino?
  • Paco od razu – dodał Mesut
  • a mi się podoba.
  • Pino czy Paco? - spytał Cristiano
  • Oba – wyjaśniłam
  • to, które wybierzesz
  • nie wiem – wzruszyłam ramionami
  • to może wrócimy do strojów? - spytał Iker.
  • Przebierzemy was za mafię z „Ojca Chrzestnego” - wyjaśniłam
  • to nie jest głupie – mruknął Sergio
  • mi też się podoba – dodał Mesut
  • kto będzie ojcem chrzestnym? - spytał Karim
  • nie wiem. - mruknęłam – macie w zespole kapitana?
  • Aż czterech – wyjaśnił Marcelo – a ja jestem trzecim.
  • A kto jest pierwszym?
  • Ja – powiedział Iker
  • to będziesz ojcem chrzestnym – uśmiechnęłam się
  • to co mamy mieć na sobie?
  • Nie oglądałeś „Ojca Chrzestnego”? - spytałam
  • widziałem, ale mamy wyglądać identycznie, tak?
  • Mam pomysł – powiedział Sergio – pójdziemy wszyscy na zakupy do jednego sklepu.
  • Okey, wiecie, że wtedy zaczesywali włosy do tyłu?
  • Nie ma problemu – powiedzieli wspólnie
  • Iker będziesz mieć czarną muszkę, a reszt krawaty, czy wszyscy muszki?
  • My krawaty – odpowiedzieli
  • to coś mamy ustalone – mruknął Cristiano
  • o co ci chodzi? - zdziwiłam się
  • to imię dla psa – wyjaśnił
  • nie denerwuj mnie. Kolejna sprawa, to... czerwona poszetka.
  • Podeszwa – powiedział Sergio
  • poszetka – powtórzyłam – to taka jakby chusteczka w kieszonce marynarki
  • to to się nazywa podeszwa? - spytał z niedowierzaniem Marcelo
  • POSZETKA!
  • Dobrze. Rozumiem. Dziękuję. Poszetka. - powiedział
  • to co z tą czerwoną po...szetką?
  • Dla Ikera czerwona, a dla nas....
  • nie, nie...ojciec chrzestny miał czerwoną różę – powiedziałam – teraz pamiętam. To była róża.
  • To w końcu, podeszwa czy róża?
  • Róża – powiedziałam – i poszetka,a nie podeszwa. Reszta białe podeszwy
  • poszetki – poprawili mnie
  • noo...i się nauczyliście – zaśmiałam się
  • haha...rozumiecie...Lulcia zrobiła to specjalnie – śmiał się Marcelo,
  • yhm..no... - odchrząknął Cristiano – skoro tą kwestię mamy już wyjaśnioną, to może
  • nie wiem jeszcze – przerwałam mu
  • to może pojedziemy już na zgrupowanie-spytał Sergio – bo zaczyna się za półtorej godziny, a zapewne trafimy na mały korek.
  • Dobra, tylko wezmę torbę – powiedział Cristiano i poszedł na górę
  • gdzie są te drożdżówki? - zapytali wspólnie Fabio i Marcelo
  • w kuchni na stole, w kartonie, takim białym – wrócili z kartonem. Obydwaj jedli wypieki
  • chcecie?
  • Nie – powiedzieliśmy wspólnie
  • już jestem...znowu jecie?
  • Czy jest moment kiedy ta dwójka nie je ? - spytałam – nie licząc meczu
  • w czasie meczu też jedzą.
  • Co?
  • pewnie trawę skubią – zarechotał Karim, a reszta pomijając Marcelo i Fabio ryknęła śmiechem.
  • Dobra, wystarczy – powiedziałam – spóźnicie się.
  • Cześć Lulu – powiedzieli chórem i wyszli, został tylko Cristiano
  • a ty nie idziesz?
  • Idę. Na stole masz klucze, jak chcesz to zostań na noc, dziś spędzimy ją osobno. Jutro o 12 mam mecz, jak chcesz przyjść, to byłbym szczęśliwy. O której ta kolacja?
  • 19?
  • idealnie. Do jutra kochanie – powiedział i pocałował mnie w usta.
ubranie Lulu
 
 
W następnym rozdziale będzie dziać się dużo dużo więcej:)

piątek, 11 października 2013

Rozdział 22


Tego samego dnia wieczorem.


Siedzieliśmy w moim pokoju i oglądaliśmy film. Leżałam na jego klatce, a on delikatnie gładził moje plecy.

  • która godzina spytałam półszeptem
  • piętnaście po.
  • Której?
  • Szóstej. - mruknął – spokojnie, do 19 masz 45 minut.
  • Wiem – szepnęłam mocniej przytulając się do Portugalczyka – Cristiano! - szybko się podniosłam
  • co? - spytał zaskoczony, uśmiechnęłam się do niego – gramy w kalambury?
  • Nieeee.
  • To może za pomocą słów, powiesz o co chodzi? - przewróciłam oczami
  • wiesz co jest w lodówce?
  • Światło?
  • Nieee.
  • Nie wiem, pingwina trzymasz w środku?
  • Cristiano, no! W lodówce jest tarta owocowa!
  • No tak jest, dziwnym sposobem Marcelo jej nie wywęszył. - zaśmiał się – i co?
  • A ja mam dziką ochotę na coś słodkiego.
  • W przymierzalni mówiłaś, że na mnie masz ochotę.
  • A ty powiedziałeś wieczorem – mruknęłam
  • mamy prawie wieczór – szepnął niskim głosem
  • LAURENCJA! - usłyszałam krzyk z dołu
  • tata wrócił – szybko go pocałowałam - zatrzymaj film i chodź – wyciągnęłam rękę w jego stronę, po chwili byliśmy już na dole – cześć.
  • To co? - spytał – czas na rozmowę?
  • Czy przesłuchanie? - spytałam
  • przestań, mówiliście coś o tym przyjęciu – niespodziance. - wyjaśnił – mogę wam jakoś pomóc?
  • Właściwie to mamy wszystko – mruknął Cristiano
  • NIE! - krzyknęłam krojąc tartę
  • co się stało?
  • A tort? - spytałam – mówiłam, że o czymś zapomnieliśmy!
  • Mamy dwa tygodnie – powiedział Cristiano – damy radę.
  • Mała poprawka, ty go piec nie będziesz. - zwróciłam się do Portugalczyka – tato?
  • Co słońce?
  • Tak się zastanawiam...
  • kochanie, możesz się pośpieszyć? Nie myśl, że mam cię gdzieś, ale teraz mamy straszne zamieszanie i niedługo będę musiał znów jechać do biura.
  • Rozumiem. Orientujesz się czy mama ma jeszcze stroje z teatru?
  • Musisz rozmawiać z mamą. - wyjaśnił – a ja uciekam
  • nie zjesz?
  • Nie, nie. Wrócę późno, a wy macie jakieś plany?
  • Chciałem Lulu wieczorem zabrać na spacer, jeśli nie ma pan nic przeciwko...
  • Cristiano, mamy XXI wiek, to nie średniowiecze, że pytasz mojego tatę o zgodę.
  • Dobrze, że zapytał – mruknął tata – imponujesz mi. Co raz bardziej jestem do ciebie przekonany.
  • Tato...co masz na myśli, mówiąc że jesteś bardziej przekonany.
  • Powiedzmy, że na początku moje zaufanie ograniczało się do 10%, teraz wynosi jakieś 80.
  • dziękuję – odparł Cristiano
  • a właśnie. Po jutrze wraca mama.
  • Wiem – mruknęłam – i co?
  • Mama na pewno chciałaby poznać Cristiano.
  • Pewnie tak. - szepnęłam
  • to jeśli macie wolny wieczór, wpadnij na kolacje. Jeśli nie masz nic przeciwko, to wolałbym tu w domu niż w jakiejś restauracji.
  • Dla mnie nawet lepiej – uśmiechnął się Cristiano
  • świetnie, to do zobaczenia. - pożegnał się i wyszedł
  • proszę – podałam mu talerz z ciastem – imponujesz mojemu tacie...suuuper – usiadłam na blacie kuchennym
  • szczęśliwa?
  • Oczywiście – szepnęłam wprost w jego usta – kochanie – delikatnie pocałował mnie w nos - co z tym spacerem?
  • Chcesz iść?
  • Z tobą? - szepnęłam – zawsze.
  • Wiesz, że spacer oznacza podróż bez samochodu – zaśmiał się
  • bardzo śmieszne. - mruknęłam – dokończymy film, zjemy, przebiorę się i będziemy mogli iść.
  • Na pewno, kochanie?
  • Na pewno. - potwierdziłam – a teraz poproszę na górę. - podniósł jedną brew do góry – wezmę talerze, a ty weźmiesz mnie.
  • Jaki cudowny pomysł – mruknął oplotłam nogami jego biodra i Cristiano zaniósł mnie na górę. Skończyliśmy oglądać film i zeszliśmy na dół
  • czekaj, wezmę wodę – mruknęłam. Wyszliśmy z domu, idąc rozmawialiśmy na każdy możliwy temat. Trzymał mnie za rękę, opowiadał różne historie. Szliśmy leśną drogą, którą oświetlały nam gwiazdy – Cristiano – zatrzymałam się
  • co?
  • tam coś jest – wskazałam na krzaki
  • wydaje ci się – mruknął
  • nie, jestem pewna, tam coś jest..
  • Lulu, to.... - krzaki się poruszyły
  • widzisz. Mówiłam, trzeba to sprawdzić – powiedziałam kierując się w tamtą stronę
  • poczekaj – chwycił mnie za rękę
  • co?
  • ja tam pójdę – mruknął
  • ale...
  • żadnego, ale. - przerwał mi, kiedy był już blisko owych krzaków, zaśmiał się – chodź – wyciągnął rękę w moją stronę. Bez słowa podeszłam i zobaczyłam małego pieska. Ktoś przywiązał go do drzewa. Kucnęłam przy nim i wyciągnęłam rękę by go pogłaskać, na początku się zawahałam, bo pies schylił głowę. Spojrzałam na Cristiano, przyglądał się całej sytuacji marszcząc brwi. Wyjęłam z torebki butelkę, podałam ją piłkarzowi, on w przeciwieństwie do mnie otworzył ją bez problemu. Nalałam trochę na rękę, szczeniak przybliżył się, powąchał i wypił to co zachowało się na mojej dłoni. Dolewałam, a on pił. Kiedy zaspokoił pragnienie, usiadł, zaszczekał i zamerdał ogonem. Schowałam butelkę do torebki, a wyciągnęłam płyn do dezynfekcji
  • co to?
  • Taki płyn – spojrzałam na etykietę – usuwa 99.9% bakterii
  • zawsze to masz przy sobie?
  • Tak, szczególnie kiedy paliłam.
  • Dawno tego nie robiłaś.
  • Nie paliłam? - spytałam
  • tak.
  • Wiesz, że mnie nawet nie ciągnie? - odparłam – właśnie...
  • co?
  • zabierzemy go?
  • CO? - spytał
  • no proszę...Cristiano, spójrz...jakiś skurwiel...przywiązał go do drzewa...a on jest taki mały...i zobacz jak się na ciebie patrzy.
  • Kochanie, nie wiesz czy ten pies nie jest na nic chory.
  • A znasz się na tym? - spytałam
  • nie.
  • No właśnie, ja też. Dlatego musimy go zabrać.
  • Kochanie, ale...
  • chyba nie pozwolisz, żeby coś mu się stało?
  • Oczywiście, że nie, ale może ktoś go tu...
  • Cristiano, jest noc, kto normalny przywiązuje psa do drzewa o tej porze? Na dodatek jest blisko droga...Proszę, Cristiano. Weźmy go. On jest mały, taki malutki, zmarznięty, przestraszony, samotny. Czeka na miłość, którą mogę mu zapewnić!
  • Laurencja, nie przesadzasz?
  • Kochanie, proszę. Będę o niego dbać, wyprowadzać. Obiecuję!
  • No dobrze, weźmy go – westchnął
  • ale jest jedno 'ale'
  • co się dzieje?
  • Musi zostać u ciebie.
  • Dlaczego?
  • Na chwilę, bo muszę przyzwyczaić rodziców do myśli, że w domu będzie pies.
  • Dobrze, chodź...weź go odplącz i wracamy. - mruknął
  • dziękuję – zarzuciłam mu ręce na szyję i przybliżyłam się – jesteś cudowny.
  • Jak bardzo? - spytał niskim głosem
  • bardzo bardzo – szepnęłam w jego usta, delikatnie go pocałowałam i wróciłam do psa. Odwiązałam go od drzewa, spojrzałam na Cristiano, uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. Gdy przechodziliśmy obok mojego domu, samochodu taty nie było.
  • To co? - zaczął - Zostać z tobą do powrotu twojego taty? Czy dziś śpimy u mnie?
  • Ty zdecyduj.
  • prawidłowa odpowiedź – mruknął
  • dlaczego? - zdziwiłam się
  • bo, jakbyś miała zacząć się zastanawiać, gdzie i dlaczego, to stalibyśmy tu do rana.
  • Żartujesz sobie?
  • Nie – wyszczerzył się
  • zostaję tu – stanęłam w miejscu i skrzyżowałam ramiona
  • kochanie, chodź – wyciągnął do mnie rękę
  • nie.
  • Proszę.
  • Nie – odwróciłam głowę w inną stronę
  • ehm... - westchnął, podszedł bliżej wziął mnie na ręce i skierował w stronę swojej posiadłości
  • co robisz?
  • Zanoszę cię, kochanie – uśmiechnął się
  • postaw mnie.
  • Nie, pewnie nogi cię bolą
  • nic mnie nie boli.
  • Ale to nie daleko – mruknął – a ja mam cię blisko siebie.
  • Przestań – szepnęłam, spojrzałam na psa, który wesoło dreptał obok – misiu?
  • Co?
  • co to za rasa? - spytałam
  • nie wiem, jutro pojedziemy do weterynarza i się wszystkiego dowiemy. - pocałowałam go w policzek – a to za co?
  • A czy musi być jakiś powód?
  • Nie kochanie. Nie musisz znajdować powodu – uśmiechnął się
  • jesteśmy – mruknął, postawił mnie, a sam otworzył drzwi kluczem. Weszłam pierwsza, za mną Cristiano, a szczeniak siedział przed wejściem.
  • Co mu jest? - spytałam
  • nie wiem – odparł
  • no chodź – przywołałam psa – chodź tu – Cristiano gdzieś poszedł – a ty gdzie? - nie odpowiedział, po chwili przyszedł z miseczką karmy, postawił ją na ziemię i pies od razu podszedł do miski – był głodny – szepnął i znów gdzieś poszedł, wrócił po dłuższej chwili. Postawił kojec, obok miskę z wodą
  • skąd to..to wszystko masz? - spytałam
  • moja siostra czasem przyjeżdża ze swoim psem, więc sama widzisz.
  • Przytulisz mnie? - spojrzałam na niego
  • chodź do mnie – objęłam go ramionami wtulając się w jego klatkę, włożyłam dłonie pod jego koszulkę – zmarzłaś?
  • Trochę. - szybko się od niego odsunęłam – która godzina?
  • Po 23, coś się stało.
  • Zaczyna się horror, o którym ci opowiadałam.
  • To siadaj na kanapie, zaraz przyniosę ci bluzę i zrobię herbatę.
  • Ty idź po bluzę, a ja zrobię coś do picia. - zaproponowałam
  • dobrze. - uśmiechnął się, włączyłam telewizor, w kuchni zrobiłam herbaty, odstawiłam kubki na stole i usiadłam na kanapie. Wrócił Cristiano, miał ze sobą koc i bluzę, która miała cudowny zapach jego perfum. Przytuliłam się do niego, delikatnie gładził moje plecy. Przybliżyłam się i delikatnie pocałowałam go w policzek. - co się stało?
  • Nic – mruknęłam
  • kochanie wiem, że coś się dzieje.
  • Skąd to wiesz?
  • Po prostu- wzruszył ramionami – czuję.
  • Zaczynasz mnie przerażać. - powiedziałam
  • nie przesadzaj. Powiedz co się dzieje.
  • Będziesz się śmiać – mruknęłam chowając twarz w jego brzuch
  • nie będę...kochanie, spójrz na mnie. - uniosłam głowę – co się stało
  • nie wydaje ci się, że ten film jest...jest momentami straszny?
  • Boisz się? – spytał
  • nieee, no co ty....ja? - spojrzałam na ekran i głośno pisnęłam chowając twarz w dłoniach, rozchyliłam palce i powoli spojrzałam na Cristiano. Spojrzał na mnie, bez słowa przytulił i pocałował w głowę – nie bój się, kochanie.
  • Cristiano?
  • Tak?
  • Przytul mnie mocniej – szepnęłam, resztę filmu obejrzałam mrużąc lub zamykając oczy. Poszłam na górę, do jego sypialni. W krótkim czasie dołączył do mnie Cristiano. Podszedł do mnie, położył dłoń na biodrze i spojrzał głęboko w oczy. Oboje osunęliśmy się na łóżko. Leżałam na plecach, Cristiano znajdował się nade mną opierając ciężar ciała na przedramieniu. Drugą rękę włożył pod moją bluzkę kładąc ją na piersi. Nasze usta oddalone były od siebie o kilka centymetrów. Dotknęłam opuszkami palców jego ust, w jego oczach widziałam pożądanie. Moje ciało pragnęło jego dotyku, wargi jego warg. Moja dłoń powędrowała na jego szyję. Nadszedł moment kiedy mnie pocałował. Były słodkie i delikatne. Spijałam słodki nektar z jego ust i napawałam się ciepłem jego ciała. Po tym jak przyciągnęłam go bliżej, pocałunek stał się gwałtowny, bardziej namiętny. Przyciągnęłam go jeszcze bliżej, rozchyliłam usta, czubki naszych języków spotkały się, czułam jak drżą mi mięśnie, zatraciłam się w jego pocałunkach, cicho jęknęłam w jego usta, to jakby bardziej go pobudziło, napierał na moje ciało z co raz większą siłą. Oplotłam nogami jego biodra, delikatnie uniosłam swoje, bym mogła być jeszcze bliżej jego ciała. Czułam jak jego męskość coraz bardziej twardnieje. Między nami była ta sama namiętność, pożądanie. Zdjęłam z niego koszulkę i rzuciłam gdzieś w dal. Całował moją szyję, okazywał chęć zawładnięcia moim ciałem. Przerwał jego żarliwy pocałunek. Przewróciłam go na plecy i usiadłam na niego, uniósł się, wzięłam jego twarz w dłonie, chciałam go pocałować, ale on odchylił głowę, spojrzałam na niego zaskoczona jego reakcją. Uśmiechnął się, ściągnął ze mnie koszulkę, dłonie położył na biodrach, które szybko przemieścił na plecy, w mgnieniu oka rozpiął zapięcie od stanika, nagie piersi przycisnęłam do jego gorącego torsu. Palce wplotłam w jego gęste włosy. Położył mnie na plecach, powoli ściągał za mnie shorty, to samo zrobił z czarną bielizną. Leżałam przed nim całkiem naga, delikatnie gładził moje uda, sunąc dłonią ku górze. Rozpięłam pasek jego spodni, delikatnie pogładziłam kuszący wzgórek. Chwycił mnie za nadgarstek, nasze ręce przeniósł za moją głowę. Wolnymi palcami przejechał pomiędzy moimi piersiami, jego dotyk jakby od niechcenia wywołał dreszcze na moim ciele, kciukiem potarł twardy sutek. Byłam bezsilna, cała jego. Dłoń kierował co raz niżej, czuł jak zadrżałam gdy jego dłoń dotarła do najbardziej wrażliwego miejsca w ciele kobiety. Cicho jęknęłam jego imię, gdy delikatnie mnie pieścił. Rozkoszowałam się jego pieszczotą, przeniósł swój ciężar na mnie, moje dłonie zesztywniały, a ciało jeszcze bardziej wyprężyło gdy poczułam go w sobie. W wolnym tempie poruszał biodrami, doprowadzając mnie do szału. Zacisnęłam palce na jego plecach sprawiając mu wielką rozkosz, zamruczał mi seksownie do ucha, z każdym jego ruchem uderzała mnie fala gorącą, pragnęłam by ta chwila się nie kończyła. Jego dotyk, jego usta, ciepło jego ciało. Pocałunki składane w każdym wgłębieniu i wypukleniu mojego ciała, gorący oddech pieszczący moją szyję, głos przyprawiający o dreszcze. Cicho krzyknęłam unosząc plecy ku górze, gdy jego ruchy stawały się szybsze, głębsze, mocniejsze. Jego delikatne pocałunki były kontrastem do ruchów jego bioder. Pomału doprowadzał mnie na szczyt rozkoszy. Syknął gdy z całej siły wbiłam mu paznokcie w plecy. On przyśpieszał, ja jęczałam coraz głośniej.
  • Och Cristiano – jęknęłam
  • jęcz maleńka, jęcz – wymruczał wprost do ucha. Poczułam mrowienie w dole brzucha. Moje plecy wygięły się w łuk, kiedy poczułam jego ciepłe nasienie wylewające się w moim wnętrzu. Jeszcze powoli i płynnie poruszał biodrami. Oplotłam go nogami nie pozwalając mu ze mnie wyjść.
  • Kochaj mnie, Cristiano – wyszeptałam
  • Nigdy nie przestanę...



Znalezisko Lulu i CR



Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał.
Przepraszam, że przez dłuższy czas nie informowałam o nowościach, ale miałam ogromny mętlik.
Jutro wszystko nadrobię:)