środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 11


  • Lubisz mnie?
  • Tak, a czemu pytasz? Jeśli ci chodzi o tą rywalizację w czasie gry, to ja po prostu lubię wygrywać. Bardzo cię lubię, jesteś....jesteś inna, wyjątkowa.
  • Na prawdę? - spytałam cicho
  • tak, pierwszy raz spotkałem tak zadziorną dziewczynę, z takim charakterem i ciętym językiem. - chyba się zaczerwieniłam, dobrze że było ciemno.
  • Dziękuję – szepnęłam
  • proszę, po prostu mówię prawdę. - mruknął
  • Cristiano?
  • Tak?
  • Pamiętasz jak wtedy przed akademikiem pytałeś się czy coś mnie wystraszyło?
  • Pamiętam. - kiwnął głową
  • wtedy....wtedy...wydawało mi się, że widziałam Karola – wyszeptałam ze spuszczoną głową.
  • Boisz się go?
  • Cristiano, ja...ja...nie wiem. Niby się go boję, ale najchętniej to bym go rozszarpała. Nie wiem co zrobię gdy go spotkam.
  • Nie martw się, pomogę ci.
  • Ale obiecaj, że...
  • ...nie będę sobie brudzić rąk, nie martw się, po prostu będę...będę robić wszystko byś czuła się bezpiecznie. - nie odpowiedziałam tylko go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk. Spojrzeliśmy sobie w oczy, nasze twarze były blisko siebie, w dali słychać było tylko szum koron drzew poruszanych przez wiatr.
  • Cristiano – wyszeptałam
  • cii.... - położył mi palec na ustach. Nasze twarze były co raz bliżej.

    Następnego dnia
  • Hej Lulu!
  • Cześć Marcelo – przywitałam się z Brazylijczykiem – jak ci idzie angielski? Myślałam, że lekcje masz dopiero jutro.
  • Dobrze, dziś przyjechałem tylko z jakimś dokumentem, a jak ci idzie z hiszpańskim?
  • Też dobrze, niedługo koniec... - przerwał nam dźwięk mojego telefonu. - przepraszam. Tak tato?....rozumiem...na ile?...ok..rozumiem....do zobaczenia.
  • Coś się stało? - spytał
  • nie, wszystko ok. Mój tata wyjeżdża na tydzień, więc mam cały dom tylko dla siebie.
  • A twoja mama?
  • Jest na warsztatach aktorskich w Barcelonie.
  • Ładnie wczoraj wyglądałaś, dziś też ładnie.
  • No dobra, o co chodzi?
  • Cześć wam – przywitał się Portugalczyk
  • cześć ci – odparliśmy
  • no dobra Marcelo, zbieraj się. Zabrać cię? Czy twój tata przyjedzie?
  • Pojechał w delegację, więc możesz dziś robić za mojego szofera.
  • To zapraszam. - szliśmy ramię w ramię nie odzywając się do siebie. Otworzył mi drzwi pasażera, usiadłam bez słowa, zamknął za mną drzwi. - Lulu?
  • Hmm?
  • Co rob....
  • no już jestem – wsiadł Brazylijczyk do auta
  • Cristiano, co chciałeś? - spytałam
  • chciałem zapytać o hiszpański. - mruknął
  • świetnie, niedługo mam egzamin potwierdzający ukończenie kursu.
  • To dobrze, jak chcesz to jeszcze poćwiczymy.
  • Pewnie. - odparłam, Cristiano odwiózł Marcelo, przez całą drogę rozmawiali o jakiejś defensywie, ofensywie i jakimś Mou. Faceci to jednak mają dziwne tematy do rozmów. Jechaliśmy w stronę osiedla, na którym mieszkamy. Zatrzymał się pod moim domem.
  • Dzięki – szepnęłam
  • poczekaj – mruknął, spojrzałam na niego pytająco
  • co robisz dziś wieczorem?
  • Nic, Hania wpadła w wir zwany Tadek, moich rodziców nie ma. Masz na myśli ten hiszpański? Jak chcesz i masz czas to z chęcią poćwiczę.
  • Tak..tak, to o której? 17 ci pasuje?
  • Tak, do 17 Cristiano.
  • Do 17 – mruknął, wysiadłam z samochodu po czym bardzo szybko odjechał. Co mu się stało? Nie wiem, prawdę zna tylko Cristiano.

    Z perspektywy Cristiano, kilka godzin wcześniej, Valdebebas

  • Hej Cris. - przywitał się z Portugalczykiem Sergio
  • cześć Ramos. - mruknął – jak tam?
  • Widzieliśmy się wczoraj wieczorem. - zdziwił się Hiszpan
  • wiem, zmieniam temat, bo wiem o co chcesz zapytać.
  • Chodzi ci o Lulu? - uśmiechnął się – stary, wiem co czujesz.
  • Nie wiesz, przyjaźnimy się.
  • Ja też się przyjaźnię z Sophie. - powiedział szybko
  • o nie, nie. Ty ją Ramos kochasz.
  • Nie prawda. - syknął, na co Portugalczyk zaczął się śmiać.
  • Z czego się śmiejesz? Wyznałeś Lulu miłość? - spytał Francuz.
  • Tee, nie bądź taki mądry. - upomniał go.
  • Cris, chill out. To nic trudnego. Powtórz po mnie. Kocham cię.
  • Pojebało cię? - spytał.
  • Nie. Ja powiem: Kocham cię Cristiano, a ty mi powiesz ja ciebie też kocham. - powiedział całkiem poważnie.
  • Nie, ty jesteś...ty...tak na serio? - wydukał
  • No tak. - uśmiechnął się – gotowy?
  • Wiesz, wolę popatrzeć, może później. O zobacz! Marcelo ci pomoże.
  • W czym? - spytał zdezorientowany Brazylijczyk
  • pomożesz Karimowi i wyznacie sobie miłość.
  • Żebyś zrobił to samo z Lulcią?
  • Ja jej nic...
  • tak o to chodzi – powiedział Hiszpan
  • Marcelo?
  • Tak – spytał wysokim głosem
  • kocham cię.
  • Och Karim....jesteś taki romantyczny, ja ciebie też kocham. - i z impetem rzucił się na Francuza.
  • Wam doszczętnie słońce mózg wypaliło. - zaśmiał się mężczyzna
  • Ale trenerze, to prawdziwe uczucie.
  • Wiecie, ja nic do gejów nie mam. Spokojnie, nie krępujcie się.
  • Widzisz Karim, trener nas popiera.
  • Marcelo zejdź ze mnie.
  • Karim przestań, rozumiem, do mnie żona też się przytula. - odparł, na co reszta z trudem powstrzymywała śmiech.
  • Widzisz Karim, daj pyska.
  • MARCELO ZŁAŹ! - ryknął
  • no dobra, ale wiedz, że jak będziesz chciał się przytulić, to na mnie nie licz! I nie płacz! Nie nabiorę się na łzy! - odparł i wyszedł z szatni
  • Cristiano, co twoja mama dodała do jedzenia? - spytał Sergio
  • nie wiem. Mam nadzieję, że nas to ominie.
  • No – mruknął Sergio – a ty się nie martw, kupimy ci dmuchaną lalkę.
  • Dzięki Ramos, na ciebie zawsze można polegać. - poklepał go po plecach i wyszedł.
  • Cristiano, możemy porozmawiać? - spytał trener po zakończonych zajęciach.
  • Tak, trenerze. Coś się stało? Wiem, że ostatnio gorzej z moją celnością, ale będę zostawać dłużej po treningu, to dopiero początek sezonu.
  • Nie o to mi chodzi.
  • To w takim razie, o co?
  • Nie wiem, co to za dziewczyna, ale działa na ciebie pozytywnie.
  • a...a...ale
  • rób to co ci mówi serce. Do jutra. - uśmiechnął się i wyszedł
  • do jutra – mruknął.

    Wieczorem, Lulu

    Nie wiem co się dzieje z Cristiano, to co wczoraj się zdarzyło, a właściwie nie zdarzyło, bo wczoraj wyznałam mu swoją obawę w sprawie Karola i przytuliliśmy się, a potem pocałował mnie w czoło, tak po przyjacielsku.
    Czy ja coś do niego czuję? Nie wiem. Wiem jedno. Lubię go. Cenię. Chcę się z nim przyjaźnić. Chcę wiedzieć, że mam w nim oparcie, pomocną dłoń, ale kto uwierzy że dziewiętnastolatka przyjaźni się z dwudziestosiedmioletnim facetem, bo mają wspólne tematy i dobrze się im rozmawia. Na dodatek Cris jest piłkarzem, a ja wcześniej go wcale nie kojarzyłam, wiedziałam że istnieje sobie taki Cristiano Ronaldo i latają za nim kobiety z każdego zakątka ziemi, ale nie wiedziałam że okaże się on moim Crisem ( w sensie – przyjacielem). Nawet Hania mówiła, że kogoś jej przypomina, a mnie to nie interesowało. Znamy się już dwa miesiące, a ja nie mam jego numeru telefonu, to nie jest normalne...na dole rozległ się dzwonek do drzwi, zeszłam otworzyć.
  • Cześć Cristiano – posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił.
  • Cześć. Nie boisz się? - spytał gdy siedzieliśmy przy stole kuchennym z herbatą
  • czego?
  • Być sama w takim dużym domu.
  • Twój jest większy.
  • Ale ja jestem mężczyzną i ła...
  • widzę, że nie pamiętasz o mojej ciężkiej dłoni. - zaśmiałam się
  • Nie o to chodzi. - mruknął
  • to o co?
  • Martwię się o ciebie. Nie chcę by stała ci się krzywda. Hej, Lulu przede mną nie musisz grać silnej i niezależnej suki, wiem że w środku kryje się delikatna i wrażliwa dziewczyna, którą łatwo zranić.
  • Dlaczego mi o tym mówisz? - spytałam cicho
  • bo się przyjaźnimy, tak myślę – spojrzał na mnie pytająco, przytaknęłam głową – i jesteś ważną osobą w moim życiu. Kiedy byłem młodszy, dużo młodszy, byłem w twoim wieku to zacząłem grać w Manchesterze United, nie znałem angielskiego, nie miałem prawdziwego przyjaciela, wtedy myślałem o takiej małej dziewczynce z zadziornym charakterem i niewyparzonym językiem. Skoro ona da radę, to ja nie dam? I przez pierwsze kilka miesięcy mniej więcej to wychodziło, później nie byłem sobą, ani nie miałem silnego charakteru, byłem po prostu chamski, arogancki, bezczelny, uważałem że wszystko mi się należy, że gdyby nie ja drużyna by nic nie osiągnęła, jednak prawda jest taka, że gdyby nie drużyna to ja, bym niczego nie osiągnął. Przecież wszyscy pracujemy na sukces, nie tylko jeden Cristiano Ronaldo, i nie tylko drużyna, są trenerzy, sztab medyczny, inni pracownicy, od szatniarzy po sprzątaczki. Jeden Cristiano nie może grac w obronie, strzelać bramki i tej bramki bronić. Ale lepiej uświadomić sobie to później, niż wcale.
  • Tak jak w muzyce, no chyba że jest się człowiekiem orkiestrą. - Cristiano zaśmiał się kręcąc głową. - chodź pokażę ci mój mały kąt. Weszliśmy po schodach na górę, do mojego pokoju, otworzyłam okno i przez nie wyszłam – idziesz?
  • Tak, tak. - wyszedł za mną, uważnie stawiając kroki na dachu.
  • Usiądź tu – wskazałam miejsce – podoba ci się?
  • Siedzenie na dachu?
  • Dla ciebie to siedzenie na dachu, dla mnie to siedzenie w moim małym raju. Odkąd pamiętam chodziłam po dachach, ma to w sobie jakiś urok.
  • Masz jakieś marzenia? - nagle spytał
  • każdy jakieś ma. - mruknęłam
  • każde jest inne.
  • Yhm. Zawsze marzyłam o rockowej kapeli, ale nie Jonas Brothers, Hannah Montana czy Selena i przyjaciele. Zespół w stylu Gun 'n Roses, Aerosmith czy Bon Jovie. Mój tata mówił, że jak byłam małym dzieckiem to uspokajałam się przy Metallice. Serce bije w rytm rocka. A ty...o czym marzysz?
  • Jak byłem mały marzyłem, by zostać piłkarzem i grać dla Królewskich.
  • Marzenie się spełniło.
  • Tak – wyszeptał – ale mam też inne, bardziej przyziemne, dla niektórych mogą wydawać się śmieszne.
  • Na pewno nie. No chyba, że chciałbyś mieć życie erotyczne jak Ricky Martin.
  • Przecież on jest gejem – zaśmiał się, spojrzałam na niego podnosząc jedną brew – no może kiedyś, jakieś dziesięć lat temu.
  • Czyli jednak. - zaśpiewałam – to jakie masz marzenie?
  • Chciałbym mieć szczęśliwą kochającą się rodzinę, cudowną żonę, z którą prócz miłości łączyłaby nas przyjaźń, małą drużynę piłkarską.
  • CO?
  • no w sensie, że dzieci.
  • To ilu gra piłkarzy w meczu, no wiesz o co mi chodzi. Ilu was biega za piłką w kolanówkach.
  • Jedenastu.
  • Chcesz mieć jedenaścioro dzieci?
  • Dobra, trochę przesadziłem. Ale tak trójka, w zupełności mi wystarczy.
  • Ambitne plany.
  • Ambitne plany to masz ty – odparł
  • Cristiano?
  • Tak?
  • Bo wiesz, że
  • możesz zapalić. - zaśmiał się
  • nie wiem z czego się śmiejesz, nie paliłam cały dzień. Kiedyś to paliłam o każdej porze dnia i nocy, a od jakiegoś czasu tylko wieczorem, lub w nocy. Jeden dwa papierosy dziennie. Kiedyś paliłam nawet piętnaście. Albo wiesz co?
  • Nie wiem, ale zapewne za chwilę się dowiem.
  • Nie zapalę.
  • Dlaczego?
  • Nie mam ognia. - mruknęłam, na co zaczął się śmiać. - nie czekaj, jednak mam.
  • Zapałki?
  • Tak, jak pierwszy raz się zaciągasz nie czujesz gazu.
  • Powiedzmy, że rozumiem.
  • Spoko – mruknęłam – Cris?
  • Co?
  • nie mówi się co, tylko proszę.
  • Co proszę?
  • Odpowiesz mi na pytanie?
  • Tak.
  • Ale tak szczerze.
  • Dobrze.
  • Ale szczerze – szczerze.
  • Szczerze – szczerze. - powiedział
  • co chciałeś mi powiedzieć zanim Marcelo nam przeszkodził?
  • Heh... no skoro szczerze. Chciałem zapytać co robisz dziś wieczorem.
  • Yhm, a co konkretniej?
  • Wiesz, wczoraj spędziłaś czas z moimi przyjaciółmi, a moja mama się dziś znów o ciebie pytała i tak sobie pomyślałam, byś dziś znów przyszła i wiesz....no...jakbyś chciała.....porozmawiać z moją mamą. Taki miałem pomysł, ale teraz siedzimy na dachu, ładnie tu masz, gwiazdy widać i można się wyciszyć. Zapomnij o tym.
  • Która godzina?
  • Jest równo 18. - odparł
  • to chodź – mruknęłam i wstałam
  • nie będziesz palić?
  • Nie. - weszliśmy do pokoju
  • co masz zamiar zrobić?
  • Iść do twojej mamy, jeśli...
  • będzie zadowolona. - uśmiechnął się. Wyszliśmy z domu, przez całą drogę śpiewałam wywołując salwę śmiechu u Cristiano. Serio nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież mówił, że ładnie śpiewam. Przekroczyliśmy próg domu Cristiano – Mamo! Wróciłem!
  • Już? Tak szybko? O Boziu! Laurencja kwiatuszku, witaj!
  • Dobry wieczór. - przywitałam się
  • wchodźcie, a ja zaraz przyniosę wam coś słodkiego.
  • Naprawdę nie trzeba.
  • Oj co nie trzeba, to chociaż soku przyniosę, dopiero wyciskam. Słyszałam, że pomarańczowy to twój ulubiony.
  • Tak.
  • Usiądźcie i porozmawiajcie, a ja zaraz do was dołączę.
  • Chodź – pociągnął mnie za rękę
  • Cristiano?
  • Co?
  • masz bardzo ładny dom.
  • Dziękuję. Chodź oprowadzę cię.
  • To może powiedz mamie, by nas nie szukała.
  • Dobry pomysł. - poszedł w stronę kuchni gdzie znajdowała się pani Dolores. Spojrzałam na ścianę, gdzie znajdowały się ramki ze zdjęciami, z mamą, z siostrami i bratem, o których mi opowiadał, z chłopakami z drużyny i jakimś starszym siwym mężczyzną, jedna ramka była pusta - możemy iść.
  • Kto to? Twój tata? - spytałam wskazując na zdjęcie ze starszym mężczyzną
  • nie, ale jest dla mnie jak ojciec. Sir Alex Ferguson. Trener Manchesteru United.
  • Ach.. rozumiem.
  • Gotowa na zwiedzanie?
  • Tak jest panie przewodniku – odparłam
  • łazienek nie będę ci pokazywać.
  • Chcesz pominąć tak ciekawe punkty wycieczki? - udałam zasmuconą, nie skomentował tego.
  • Zapraszam – otworzył przede mną drzwi
  • łazienka? - zdziwiłam się
  • sama mówiłaś, że to ciekawy punkt wycieczki. - podniosłam jedną brew do góry – chodź tu jest moja biblioteka. - weszliśmy do pomieszczenia gdzie regały były wypełnione książkami.
  • Lubisz czytać?
  • Tak, co mam innego robić jak jestem sam? A tu są albumy rodzinne, ten – wskazał na pomarańczowy – już widziałaś
  • tak. Cristiano cudnie jedzący pomarańcze.
  • Pomińmy mnie cudnie jedzącego owoce i inne rzeczy. W tym pokoju trzymam wszystkie trofea.
  • Trofea?
  • Tak, a to jest najcenniejsze. - wskazał palcem na jelito zwierzęce wypełnione powietrzem, pomalowane na złoto. - złota piłka. - powiedział dumnie.
  • Imponujące. - szepnęłam
  • tak – rozmarzył się
  • a ten but?
  • To but za zdobycie najwięcej goli w sezonie.
  • I ty tak w tym jednym bucie będziesz grać? Mogli się wysilić i dać komplet. - wybuchł śmiechem – nie wiem z czego się śmiejesz.
  • To może chodźmy dalej. - powiedział wycierając łzę. - na piętrze są sypialnie, a na dole jest ciekawiej.
  • To co dół?
  • Tak – mruknął trąc oko, zeszliśmy na dół, siłownia, kryty basen, jak to Cris określił pokój zabaw, gdzie był stół do bilarda i bar.
  • Co tak ciągle trzesz to oko?
  • Chyba coś mi wpadło. - mruknął ocierając łzę.
  • Pokaż.
  • Nie trzeba.
  • Pokaż.
  • Serio nie trzeba.
  • Powiedziałam pokaż. - syknęłam przez zęby. Schylił się – zabierz rękę.
  • Czy to jest ko.....jest konieczne. - otarłam łzę i zobaczyłam rzęsę na jego oku
  • ośliń – mruknęłam pokazując mi palec
  • co? po co? Czy to k... - kiedy mówił wsadziłam mu palec do buzi, po czym wyciągnęłam uwierającą rzęsę.
  • Gotowe – uśmiechnąłem się wycierając palec w jego bluzę.
  • Nie wiem po co ten palec, ale dziękuję. Już mi lepiej. - weszliśmy na górę, gdzie pani Dolores zostawiła na stole szklanki z sokiem i jak można się było domyślić z ciastkami
  • sama piekłam, spróbuj mam nadzieję, że będą ci smakować. - poszła z powrotem do kuchni
  • Z pewnością – uśmiechnęłam się
  • lubię jak tak się uśmiechasz – mruknął cicho, spojrzałam na niego i przygryzłam dolną wargę.
  • Lubię jak mówisz prawie szeptem, masz wtedy bardzo zmysłowy głos. - odparłam, po czym się zaczerwienił. - tu cię mam.
  • Co ty taki czerwony? - spytała pani Dolores – jak ci gorąco to zdejmij tą bluzę. - zaśmiała się i znów wyszła.
  • Tak mamo – mruknął i zdjął bluzę razem z koszulką, jakie on ma ciało, jak...jak...jak bóg i te plecy, Cristiano spojrzał na mnie wymownie
  • nie działa – skłamałam.
  • Nawet teraz? - spytał i napiął mięśnie, zaprzeczyłam głową
  • ubierz koszulkę, zmarzniesz. - Cristiano ubrał koszulkę i wróciła pani Dolores.
  • Mam kolejny album – odparła z uśmiechem
  • mamo, proszę. - odparł i spojrzał na mnie
  • wie pani co, z chęcią kiedyś obejrzę te zdjęcia, a może pani mi coś opowie, Cris wspominał, że jest pani kucharką, a ja prócz naleśników to nic nie umiem.
  • Ojej, z chęcią ci coś opowiem. Synku przynieś mi kartkę i długopis.
  • Dobrze.
  • Moja mama jest Portugalką i moja babcia jak przyjeżdżałam to robiła takie kulki, chyba z ziemniaków.
  • Ach wiem o co ci chodzi. Jak Cristiano przyniesie, o już jesteś...
  • proszę mamo
  • dziękuję, napiszę ci przepis, wiesz jak Cristiano był mały to zawsze je lubił, zawsze tak śmiesznie się oblizywał – spojrzałam na Cristiano, a on schował twarz w dłonie.
  • Na pewno wyglądał wtedy uroczo.
  • Nawet nie wiesz jak bardzo. - mruknęła. Rozmawiałam z Crisa mamą dobre dwie lub trzy godziny. Opowiadała różne historie o tym jak Cristiano był mały, potem jak przeprowadzał się do Anglii.
  • Późno już, będę się zbierać. - odparłam i zabrałam szklanki
  • zostaw, posprzątam.
  • Pomogę.
  • Odprowadzę cię, tylko pójdę do łazienki.
  • Dobrze, wezmę
  • Nie trzeba, poradzę sobie. Jutro wyjeżdżam, ale mam nadzieję, że to nie było nasze ostatnie spotkanie.
  • Z pewnością nie.
  • Daj znać. Jak wyszły kulki. Opiekuj się moim synkiem. Bylibyście ładną parą – mruknęła cicho. - nie rób takiej miny, widzę. Nie przejmuj się różnicą wieku, mój mąż był ode mnie starszy dziesięć lat. Najważniejsza jest miłość.

Ubranie Lulu


Para pam pam pam.... już jest trochę lepiej, chociaż to nie to samo gdy mam 'swoją' wenę i rozdziały 'piszą się same'.  Przepraszam Edzia, wiem rozdział miał być dłuższy...
Obiecuję, że następny rozdział będzie bardziej emocjonujący:))
widzimy się za tydzień:))

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 10


  • Ty zapewne jesteś Lulu – powitała mnie serdecznym uśmiechem
  • tak, właściwie to mam na imię Laurencja.
  • Tak samo jak....
  • ...tak mamo wiemy twoje ulubione kwiaty – odpowiedział Cris
  • Wejdźcie do środka nie będziemy stać w progu. Przez próg się nie wita. - przywitałam się z panią Dolores, szliśmy przez długi korytarz, na ścianach było pełno zdjęć. Pierwsza szła mama Cristiano, później ja i na końcu Cristiano. Jego mama wciąż coś opowiadała, a my jej przytakiwaliśmy.
  • Cristiano kochanie, idź otwórz wino. Napijesz się Laurencjo? - spytała z uśmiechem
  • może jedną lampkę.
  • Słyszałeś? Idź otwórz wino i się nie śpiesz, my tu sobie porozmawiamy. - zaśmiała się.
  • Dobrze mamo. Pójdę do winiarni. - oddalił się
  • pokażę ci zdjęcia mojego synka. - klasnęła w dłonie i wyciągnęła album. - o zobacz to mały Cristiano, miał tu dwa miesiące.
  • To on ma takie kręcone włosy? - spytałam zdziwiona
  • Tak, ale nakłada ten żel i wygląda jakby miał jednego wielkiego gluta na głowie. Chociaż od jakiegoś czasu pudełka żelu nie zużywa w niespełna tydzień.
  • A to zdjęcie? - wskazałam na fotografię gdzie widniało małe dziecko leżące na piłce.
  • To mój mały piłkarz. Od zawsze z piłką. A tu zobacz! Cristiano z brzoskwinią!
  • Cudnie je brzoskwinię.
  • A tu je pomarańczę.
  • Cudnie je pomarańczę. - ponownie pochwaliłam
  • co cudnie je?
  • Cudnie jesz pomarańczę – powiedziałam z ogromnym uśmiechem
  • MAMO!
  • Tak synku?
  • NO MAMO! - powtórzył
  • Kochanie nie krzycz, wiem że jestem stara, ale nie głucha. Co się stało?
  • POKAZAŁAŚ LULU MOJE ZDJĘCIA?
  • Tak – odpowiedziałam – byłeś bardzo uroczym bobo. Nadal tak ładnie jesz brzoskwinię?
  • Teraz się odwraca jak je
  • jakbyś mi nie robiła zdjęć jak jem, to bym się nie odwracał.
  • Nie denerwuj się. - odparła
  • no właśnie to tylko zdjęcia.
  • Tak, tylko że znajdziesz je na Facebooku z oznaczeniem.
  • Ma pani Facebooka? - spytałam
  • tak słonko.
  • Zaproszę panią do znajomych.
  • Świetny pomysł! Słyszysz Cristiano?
  • Tak mamo słyszę. - mruknął przynosząc kieliszki.
  • To wy sobie dzieci porozmawiajcie, a ja zobaczę co z kolacją. - zostawiła nas samych.
  • Przepraszam cię za mamę – mruknął
  • jest bardzo miła, a ty byłeś bardzo uroczym dzieckiem.
  • Uroczym? - spytał będąc bliżej mnie
  • yhm... i uroczo jesz pomarańczę. - zachichotałam, Cristiano usiadł naprzeciw mnie. Zostawiając miejsce dla pani Dolores pośrodku. Chwycił mnie za rękę
  • często masz pomalowane paznokcie na czerwono.
  • Faktycznie, ale....
  • ale za każdym razem inny odcień – dokończył
  • wow – mruknęłam
  • zdziwiłaś się?
  • Tak. - szepnęłam
  • przestańcie się całować, bo idę z kolacją!! - krzyknęła pani Dolores
  • jeszcze chwila! - odpowiedziałam
  • dobra, ostatni buziak – zaśmiała się – co? - spytała – jak było?
  • Słodko – odpowiedziałam – to pewnie przez te brzoskwinie i pomarańcze.
  • Mamo, po co tyle jedzenia? - spytał gdy przyniosła kolejną miskę
  • nie podobał ci się buziak od Laurencji?
  • Ciekawe jaka będzie jutro pogoda – zmienił temat Portugalczyk
  • ma być sł... - przerwał pani Dolores dzwonek do drzwi – o!
  • Co o?
  • Już są – zaśpiewała
  • ale kto? - spytał
  • goście!
  • Jacy znowu goście? - spytał patrząc na mnie
  • nie wiem, na mnie nie patrz. Szczerze to byłam zaskoczona jak zobaczyłam cały stół zastawiony.
  • Łącznie osiem osób – mruknął
  • to źle?
  • Dobrze, bo stół jest na dwadzieścia. - zaśmialiśmy się
  • no chłopcy, śmiało, wchodźcie!
  • Cześć Cristiano – powiedzieli chórem
  • Chłopcy to jest Laurencja. Kochana to są Marcelo, Kepler zwany Pepe, Fabio, Serguś znaczy Sergio i nasz kochany żaboj yyy.. to znaczy Karim.
  • Właściwie to...
  • to ja Lulcie znam! - krzyknął Marcelo podnosząc mnie do góry. Mama Crisa wyszła do kuchni, a mnie zostawiono z bandą śmiejących się facetów i obrażonym Cristiano.
  • To masz na imię Laurencja? - spytał Marcelo
  • tak, ale wolę jak mówią do mnie Lulu. - odparłam
  • też wolę jak do mnie wołają Pepe.
  • Pan Dziobak. - zaśmiałam się
  • widzicie nie tylko ja oglądam bajki! - powiedział Marcelo
  • to nie są bajki tylko filmy animowane. - poprawiłam go
  • ja preferuję oglądać damskie dekolty – mruknął Karim
  • chcesz znów pod stołem siedzieć...misiu? - spytałam
  • żartowałem – powiedział szybko – tej Fabio, co się nie odzywasz?
  • Tak sobie myślę, co twoja mama ugotowała. Sergio co obstawiasz?
  • Jaki ona miała tyłek... - rozmarzył się
  • RAMOS! - krzyknęli jednocześnie
  • Co?! - zdziwił się
  • o jakim tyłku mówisz? - zapytał miłośnik dekoltów
  • z pewnością nie o twoim!
  • CO?!
  • no sorry, ale...
  • ale to mój wybrano w ankiecie za najlepszy!
  • Tak? - spytałam
  • tak. - odparł
  • pokażesz? - poruszyłam znacząco brwiami, na co zdębiał
  • no wiecie co?
  • Co? - spytali chórem
  • nie będę pokazywać tyłka przy mamie Cristiano. -odparł
  • ale ty się Karim, w ogóle mnie nie wstydź. Jak Cristiano był mały to ja jego pupę widziałam kilka razy dziennie.....nie tylko pupę. - na co wszyscy ryknęli śmiechem, a Cristiano nadal udawał, że interesuje go reklama proszku do prania.
  • To jak Karim? - spytał Sergio
  • mogę się odwrócić – zaproponowała pani Dolores.
  • Nie trzeba – mruknął
  • czyli pokażesz?
  • Co pani ugotowała? Bo wspaniale pachnie! - zmienił temat
  • nie będzie żab, ale będą pieczone ziemniaczki...
  • a frytek nie będzie? - spytał smutny Marcelo
  • Frytki są z ziemniaków – odparłam
  • serio? - zdziwił się Karim
  • zawsze myślałem, że frytki
  • rosną na frytkowym drzewie? - zaśmiał się Cristiano
  • bardzo śmieszne.
  • Dzieci kolacja! W rączki sztućce i do jedzenia.
  • Pyne – powiedział Fabio z pełnymi ustami
  • Ej! prawie mnie oplułeś! - powiedział Sergio
  • a nie wypada marzyć o tyłku w brudnej koszulce. - powiedziałam, po kolacji, mimo że wszyscy byli pełni pani Dolores szykowała deser. Siedziałam na wielkiej kanapie. Po mojej prawej Karim, a po lewej Sergio, obok niego siedział Cristiano i rozmawali o jakiejś taktyce. Na ziemi siedział Fabio i Marcelo, którzy grali w Fifę, przepychając się co chwila. Chciałam pomóc pani Dolores, ale ta od razu wygoniła mnie z kuchni. Rozmawiałam z Karimem.
  • Czemu Lulu?
  • Prościej powiedzieć Lulu, niż Laurencja.
  • Tak, Cristiano mówił, że po części jesteś Portugalką.
  • Tak to prawda.
  • A ta druga część?
  • Z Polski.
  • Co? z...z...z Po..pol...ski – wydukał
  • tak, coś się stało?
  • Nie, skąd. Po prostu zdziwiłem się, że z Polski. A konkretniej?
  • Z Warszawy.
  • Stolica?
  • Tak. Dużo wiesz o Polsce?
  • Noo, moja dziewczyna, znaczy była, jest Polką. Więc wiem, że macie pierogi i ogórki kiszone.
  • Dawno nie jadłam.
  • Pierogów?
  • Nie ogórków.
  • Mają dziwny smak, tak jakby były zepsute.
  • Wiesz, lepsze ogórki od ślimaków czy żab.
  • Serio?
  • Tak, co to za przyjemność płazy jeść? Jakby nie było innego jedzenia.
  • Osobiście nie lubię żab.
  • Są takie...
  • obleśne. - dokończył – moja mama mogłaby ciągle je przyrządzać. Mam w domu oddzielną patelnię, którą wyjmuję tylko gdy mama przyjeżdża.
  • Jesteś Francuzem, a nie jesz żab?
  • W prawdzie to pochodzę z Algierii, urodziłem się we Francji.
  • ZMIANA! - krzyknął Fabio
  • jaka zmiana? - spytałam
  • teraz wy – powiedział Marcelo
  • ale co my? - spytałam
  • gracie.
  • Ale ja...
  • spoko nauczę cię. - mruknął Karim
  • Cristiano grasz? - spytał Marcelo
  • gram, ale przeciw...
  • wiesz, że z Ka....
  • nie chcę grać z Karimem – odparł – z Lulu
  • CO? ZE MNĄ?
  • Tak z tobą. - powiedział spokojnie
  • no, ale ja...
  • możesz sobie kogoś wybrać, bym nie miał takiej przewagi.
  • Wybierz Karima, jego Cris nigdy nie pokonał. - szepnął mi na ucho Marcelo
  • Nie namawiaj Lu by ciebie wybrała – mruknął Cristiano
  • skoro nie mogę wybrać Marcelo – mrugnęłam do Brazylijczyka – to wybiorę Karima
  • CO?
  • wybrałam Karima.
  • No, ale on....
  • co on?
  • I tak ze mną nie wygracie. - powiedział pewny siebie. - gramy państwami czy klubami? - spojrzałam na Karima pytająco
  • klubami – odparł
  • to ja – zaczął Cristiano
  • damy mają pierwszeństwo – powiedział mój drugi pomocnik
  • ma racje – poparła go reszta
  • to weź wybierz, bo ja się nie znam.
  • Skoro nalegasz. - odparł i wziął joystick od Brazylijczyka
  • zobaczę co robi twoja mama – wstałam i udałam się w stronę kuchni – pomóc pani?
  • Nie dziękuje. Jak tam chłopcy.
  • Dobrze, ale wydaje mi się, że Cristiano się na mnie obraził.
  • Co ? Nie to niemożliwe. On po prostu bardzo cię lubi. A co robicie.
  • Będziemy grać w Fifę.
  • I grasz z Cristiano?
  • Przeciw. - odparłam
  • ojej. Przyda ci się ktoś
  • Karim.
  • To dobrze, z całej drużyny jest najlepszy. Wyobraź sobie jak zleci mi się dwudziestu głodnych facetów.
  • Testosteron buzuje.
  • Nawet czasem za bardzo. Wracaj do nich i skop Cristiano tyłek, a ja zostawię wam na stole desery i idę spać. Bawcie się dobrze.
  • Dobrze. - wróciłam do salonu. Na kanapie siedział Cristiano, obok niego Sergio opierał się o nogę Pepe, który siedział naoparciu kanapy, z drugiej strony siedział Marcelo, obok niego było wolne miejsce, zapewne dla mnie, bo zaraz potem siedział Karim. Usiadłam pomiędzy nimi. Marcelo podał mi joystick na co wszyscy się zaśmiali
  • mogę wiedzieć z czego się śmiejecie?
  • Trzymasz joystick w drugą stronę. - wyjaśnił mój pomocnik
  • to mam trzymać tymi guziczkami do dołu?
  • Nie. - zabrał mi przyrząd i podał tak jak miałam trzymać – właśnie tak.
  • Ale ja wolę tak – znów trzymałam urządzenie po swojemu.
  • Te...powiedzmy rogi musisz trzymać do siebie, a nie telewizora. - wyjaśnił ponownie
  • ale tu widzę wszystkie guziczki.
  • Dobra, niech trzyma jak jej wygodnie – powiedział Cristiano
  • niech będzie, ale sprawdźmy czy będzie działać. Wciśnij ten duży przycisk – powiedział Marcelo – działa, możemy grać
  • grasz Realem, tym biegniesz, tym strzelasz, spokojnie będę ci podpowiadać, Marcelo w tym czasie będzie go rozpraszać, damy radę i wygramy. W razie czego będę ci pomagać i wciskać jakieś przyciski, a te też są potrzebne, ale dowiesz się w trakcie.
  • Gotowi na porażkę? - spytał Cristiano
  • my nie, ale widzę że ty tak – odparłam pewna siebie. - TAAAK!!! - krzyknęłam
  • mówiłem, że Lukama skopie ci tyłek? - spytał Marcelo dziwnie tańcząc
  • kto?
  • No Lukama. - powtórzył
  • czyli?
  • Lu jak Lulu, ka jak Karim i ma jak Marcelo
  • ja grałem sam, a Lulu miała was.
  • Nie umiesz przegrywać. - powiedziałam
  • powinieneś się przyzwyczaić, zawsze ze mną przegrywasz. - zaśmiał się Karim
  • przyniosłam wam desery, zjedzcie. Idę spać, jutro od rana wyruszam na kijki. Muszę mieć talię jak Laurencja. - zaśmiała się – w kuchni przyszykowałam wam porcje na jutro. Nie jedzcie tego w nocy, tylko jutro na obiad. Dobranoc misie.
  • Dobranoc – powiedzieli chórem. Cristiano, Sergio, Pepe i Karim z Fabio na czele poszli po desery, zostałam z Marcelo na kanapie.
  • Podoba ci się – spytał cicho
  • kto? Cristiano?
  • Nie. Karim.
  • Co?
  • no bo rozmawialiście ze sobą, potem graliście razem.
  • Sam mówiłeś by go wybrać.
  • Wiesz, on jest kobieciarzem, podobno miał kiedyś jakąś dziewczynę, potem przyszedł do naszego klubu i zaczęło mu odwalać.
  • Co z tą dziewczyną.
  • Rozstali się w prawdzie bez podstaw, tak słyszałem. Ale mówił to jego najlepszy przyjaciel. Ciągle ma nadzieję, że jeszcze będą razem, zawsze zagaduje do dziewczyn z Polski.
  • Te gołąbki, będziecie to jeść?
  • Nawet na to Fabio nie patrz! - krzyknął Marcelo, pociągnął mnie za rękę w stronę stołu. Cristiano, Pepe i Sergio prawie skończyli i oglądali jakiś program, Karim siedział z połowie zjedzonym deserem tępo patrząc w telefon, nie reagując na żadne bodźce z zewnątrz. Fabio siedział przed pustym kielichem, a Marcelo pałaszował swój deser.
  • Chcesz zjeść jeszcze jeden? - spytałam
  • co? jak jeszcze jeden?
  • Nie będę jeść, jak chcesz to zjedz mój.
  • Na pewno?
  • Tak, proszę – podałam chłopakowi pucharek, uśmiechnął się i zaczął jeść drugi deser. Spojrzałam na telefon Francuza, przeglądał zdjęcia. Na imprezie, w domu, na jakimś spacerze i hotelu. - bardzo ładna – szepnęłam
  • co? kto? Ja?
  • Nie dziewczyna na zdjęciach.
  • Ach tak. - schował telefon do kieszeni.
  • Przeprasza...
  • nie masz za co. - uśmiechnął się
  • Karim, jadę z tobą – powiedział Sergio
  • spoko.
  • Nie piłeś?
  • Nie. Ciebie też zabrać? - spytał
  • nie, mieszkam niedaleko. Dzięki
  • odprowadzę cię – odezwał się w końcu Cristiano.
  • Widzisz, przegrany mnie odprowadzi – szepnęłam by nie dosłyszał, zaśmiali się tylko Marcelo i Karim
  • z czego się śmiejecie? Ze mnie?
  • Skąd, nie śmielibyśmy! - powiedziałam
  • a ty Fabio? Jak jedziesz ze mną?
  • Nie, przyjechałem i nie piłem, tylko ktoś będzie musiał wyjechać za mnie, bo nie umiem.
  • Ja to zrobię – zaproponował Marcelo
  • NIE! - krzyknęli jednocześnie
  • dlaczego? - spytałam zaskoczona ich reakcją
  • Kiedyś jak na parkingu – zaczął Pepe
  • Nawet o tym nie myśl, by o tym mówić. - powiedział Marcelo
  • dlaczego to bardzo zabawna historia, pomijając fakt... - powiedział Sergio
  • nie mów!
  • Dlaczego – spytał Karim
  • no właśnie dlaczego? - spytałam
  • obrażę się – powiedział
  • na mnie się obrazisz? - spytałam gładząc włosy Brazylijczyka
  • na ciebie nigdy!
  • To mogą mi opowiedzieć tą historię?
  • Nie ma mowy!
  • Marcelo, to może zgodzisz się pod warunkiem, że cię nakarmię?
  • Serio? - spytał radośnie
  • Pewnie.
  • Słyszycie? Lulcia mnie nakarmi.
  • Jak z przedszkolakiem. - mruknął Cristiano
  • przynajmniej się pośmiejesz. - odparłam wsadzając łyżeczkę do ust Brazylijczyka. - to kto opowie?
  • Mów Pepe – mruknął Cris
  • jakiś czas temu nasz zespołowy kolega Mesut zwichnął kostkę na treningu, a chciał przestawić samochód w cień, bo coś miał w środku i nie chciał by się przegrzało. A, że nikogo nie było w szatni prócz Marcelo, to Marcelo poszedł przestawić to auto. I jak przestawiał to obił kilka aut.
  • Kilka to znaczy ile?
  • Moje – powiedział Karim
  • i moje – powiedział Sergio
  • moje też – mruknął Cristiano – i jeszcze Kaki, Ikera i Samiego
  • jak to zrobiłeś? - zaśmiałam się
  • nie wiem.
  • Zawiązałeś oczy opaską i kierowałeś na czuja? - wszyscy prócz Marcelo się śmiali
  • Bardzo śmieszne. - mruknął, rozmawialiśmy w grupie do północy, panowie się rozjechali do domów, wcześniej Pepe wycofał auto Fabio. Zostałam sama z Cristiano, siedzieliśmy na kanapie z herbatą, rozmawialiśmy na każdy możliwy temat.
  • Odprowadzisz mnie?
  • Tak, pewnie. - odparł szybko, wróciliśmy do kuchni zabierając puste kubki. - ubierz to. - podał mi swoją bluzę
  • ale po co?
  • Jest chłodno na zewnątrz. - odparł, ubrałam jego bluzę i wyszliśmy z domu, szliśmy drogą nie odzywając się do siebie.
  • Cristiano?
  • Tak?
  • Pójdziemy nad zalew? - spytałam cicho
  • a chcesz? - pokiwałam twierdząco głową, udaliśmy się nad zalew, chciałam usiąść na kamieniu jak zawsze, ale Cristiano chwycił mnie za rękę i powstrzymał od tego. Spojrzałam na niego pytająco. - przeziębisz się – mruknął i usiadł na jednym z kamieni.
  • Dobrze, a co ze mną?
  • Jeśli chcesz możesz usiąść mi na kolanach. - mruknął, chwilę się wahałam, ale co mi tam. Usiadłam. - nie jest ci zimno?
  • Nie, jest dobrze. - minęła chwila ciszy – Cristiano?
  • Tak Lulka?
  • Czym ty się właściwie zajmujesz?
  • Jestem...sportowcem – mruknął
  • powiesz mi coś o sobie? Konkretniej.
  • No dobrze. Nazywam się Cristiano Ronaldo dos Santos Aveiro, moja mama ma na imię Dolores, mój tata nie żyje, mam 27 lat, jestem piłkarzem, gram w Realu Madryt jako napastnik, jestem Portugalczykiem, mam dwa psy i to chyba wszystko.
  • Prze...
  • nie przepraszaj, mój tata zmarł jak miałem 18lat.
  • Lubisz mnie?
  • Tak, a czemu pytasz? Jeśli ci chodzi o tą rywalizację w czasie gry, to ja po prostu lubię wygrywać....Bardzo cię lubię, jesteś....jesteś inna, wyjątkowa.






Weny nadal brak, ale już jest trochę lepiej upał na mnie źle działa.
Na poprawę humoru Pepe i jego nowy look:))

środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 9


Sklep
  • Daj tą listę – powiedziałam ponownie
  • Przecież ja ją mogę trzymać.
  • Ale co ci zależy, bym to ja ją miała?
  • Nie zależy, ale wolę osobiście ją trzymać.
  • To co tam trzeba kupić?
  • Pomidory, kurczaka, ymm... masz tą listę, ja idę po kurczaka – mruknął oddalając się. Przejrzałam listę, schowałam do kieszeni i wybierałam pomidory do sosu, który ma zrobić mama Cristiano.
  • Ten jest ładny – usłyszałam męski głos
  • rzeczywiście, dziękuję – odebrałam od niego pomidor i wtedy spojrzałam na owego nieznajomego.
  • Poznajesz mnie? - spytał unosząc jedną brew
  • tak – mruknęłam – ale, że ty mnie poznałeś.
  • Nie często spotyka się dziewczyny o tak czarującym spojrzeniu.
  • Uważasz moje oczy za hipnotyzujące?
  • Skoro tak to określiłaś. - mruknął – to tak właśnie uważam.
  • To jest nas dwoje. - wyszeptałam
  • myślałem, że jeszcze pojawisz się u nas. Czyżby sok ci nie smakował?
  • Był pyszny, może jeszcze kiedyś wpadnę.
  • Może?
  • Yhmm...
  • to może po godzinach?
  • W jakim celu? Mycia i zamiatania podłogi?
  • Miałem na myśli inny cel. Bardziej konsumencki.
  • Konsumencki?
  • Tak. Nie chcąc się chwalić, ale patrząc na zawartość koszyka, to wydaje mi się, że będziesz przygotowywać pewne portugalskie danie.
  • Umiesz gotować? - spytałam
  • Nie tylko. Jak przyjdziesz, to może się przekonasz.
  • Może?
  • Yhmm... - powtórzył za mną – to może poznam twoje imię?
  • Lulu – mruknęłam – a...
  • mam tego kurczaka, po dro.... przeszkadzam? - spytał Portugalczyk
  • rozmawiałam – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku z przystojnego kelnera – chyba muszę się zbierać, dziękuję za pomoc i zaproszenie, na pewno kiedyś skorzystam. Cześć – oddaliłam się zostawiając ich samych
  • nie radzę – syknął Portugalczyk
  • bo co? To twoja własność? - Cristiano uśmiechnął się pod nosem
  • nie radzę – powtórzył i odszedł. Szłam między alejkami z przyprawami
  • tu jesteś – szepnęłam, wzięłam opakowanie wanilii i wsadziłam do koszyka. Po chwili pojawił się Portugalczyk.
  • Szukałem cię.
  • Nie bawię się z tobą w chowanego, ale żeby nie było, raz dwa trzy za siebie.
  • Jak zawsze zabawna – mruknął i włożył kurczaka i wino do koszyka.
  • Wino?
  • Tak, moja mama je lubi. Ładnie dziś wyglądasz – uśmiechnął się
  • co chcesz?
  • Nic.
  • Powiedziałeś, że ładnie wyglądam.
  • Kiedy to prawda, Lulu o co ci chodzi?
  • Mi o nic, ale tobie o co?
  • O nic. Nie mogę powiedzieć, że ładnie wyglądasz?
  • Cristiano, nie rób z siebie pajaca, wiem że coś chcesz.
  • No serio, nic. - zaprzeczał
  • gadaj – syknęłam przyciągając go do siebie i patrząc prosto w oczy
  • no dobra, moja mama zaprasza cię na kolację. - mruknął
  • po co?
  • Chce cię poznać, tak po prostu. Powiedziała, że masz sympatyczny głos i chcę poznać osobę, do której należy. A możesz mnie
  • mogę – puściłam jego koszulkę
  • to jak?
  • Co jak?
  • Chyba nie masz innych planów?
  • Właściwie to nie.
  • To co przyjdziesz?
  • No w sumie.
  • Proszę – wyszeptał robiąc minę słodkiego kotka
  • dobrze przyjdę. - odpowiedziałam
  • super. Zadzwonię do niej, na pewno się ucieszy. - powiedział radośnie. Wyciągnął telefon, chwile porozmawiał i odwrócił się do mnie – co nam jeszcze brakuje?
  • Mamy już wszystko – odparłam
  • to chodź do kasy. - kasjerka patrzyła na niego jak zaczarowana. Bardziej nadawałaby się do pracy w domu publicznym, niż w markecie. Długie, natapirowane włosy, spalona na solarium, tona makijażu, jasnoróżowe usta i te długie czerwone tipsy. Ugh, jak takie coś może patrzeć w lustro. Cristiano zauważył, że owa dziewczyna mu się bacznie przyglądać – mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz?
  • Pojebało cię? - spytałam po portugalsku
  • widzisz jak ten plastik się na mnie patrzy?
  • Mam grać?
  • Poproszę.
  • Oskarowo?
  • Tak. - mruknął mi do ucha
  • jak ty o mnie tygrysku dbasz! - dziewczyna się dziwnie na mnie spojrzała – taki facet to skarb, nie dość, że jest opiekuńczy, świetnie gotuje, to jest cholernie dobry w łóżku. - Cris zdębiał – a jak całuje, o tu – wskazałam na zgłębienie między piersiami – to dostaję szału
  • wiedziałaś przed kim nogi rozłożyć, założę się, że ze mną byłoby mu lepiej.
  • Twinkle, twinkle, little whore, close your legs, they're not a door. - odparłam patrząc prosto w oczy dziewczyny – ile tam naliczyłaś?
  • 123 euro – mruknęła
  • wow, a wiesz że po trojce jest czwórka?
  • Myślisz, że jestem głupia? - zapytała po chwili zastanowienia
  • tak, tak właśnie myślę. - Cristiano podał jej kilka banknotów
  • reszta – wyszczerzyła się do niego, na co Portugalczyk parsknął śmiechem, nie wiedziałam o co mu chodzi, spojrzałam na dziewczynę i zobaczyłam zęby umazane szminką, tak samo jak mój „skarb” parsknęłam, a raczej wybuchłam śmiechem. Nie no, idiotka do kwadratu.
  • Dziękujemy, chodź kochanie – powiedział ciągnąc mnie za rękę, drugą prowadząc wózek z zakupami. - widziałaś?
  • Taa – odparłam – większego cymbała jak żyję nie widziałam.
  • Masz rację – zaśmiał się, spojrzałam w stronę drzew niedaleko parkingu, byłam pewna że widzę Karola, od razu przestałam się śmieć – co się stało? - spytał
  • nic – mruknęłam, zamrugałam kilka razy i ponownie spojrzałam w stronę drzew, nikogo tam nie było. Chyba zaczynam wariować. - wracamy?
  • Jesteś pewna, że nic się nie stało? Masz minę jakbyś, zobaczyła ducha.
  • Na pewno Cris, możesz jechać? Proszę?
  • Najpierw powiedz co się stało.
  • Na prawdę nic. Cristiano proszę cię, jedź. - objechał mnie wzrokiem, zamknął w samochodzie wszystkie drzwi od środka, czego wcześniej nie robił, spojrzał w lusterko i nagle w szybę od strony Crisa uderzyła ręka, wystraszona pisnęłam, na zewnętrznej stroni dłoni wytatuowana była trupia czaszka, po chwili w szybie pokazał się Marcelo – zabiję go! - Cristiano otworzył okno
  • do reszty cię pojebało?
  • Chciałem się przywitać. - wyjaśnił
  • nie mogłeś w bardziej cywilizowany sposób?
  • Wystraszyłem cię? - spytał
  • mało, kurwa przez ciebie zawału nie dostałam...ja pierdole...nie mogę....muszę zapalić – ostatnie słowa wydukałam
  • Ej Lulcia, spokojnie, to tylko ja.
  • Debil z Brazyli – dokończył Cristiano
  • hej podwieziecie mnie?
  • Pytaj Crisa
  • Crisuś? Mogę?
  • Nie.
  • But why?
  • Lulu? - spytał się mnie
  • na mnie nie patrz, ja najchętniej bym go udusiła.
  • Lulu się nie zgodziła, zasuwaj na pieszo.
  • No, ale... no weź! Cris! Bądź kumpel nie dupa!
  • Za tą dupę w ryj dostaniesz!
  • I za tą akcję z ręką ci poprawię – dodałam.
  • Żartujecie?
  • Nie – odpowiedzieliśmy jednocześnie.
  • No przepraszam! Obiecuję poprawę.
  • Dobra, wpuść go. - Cristiano nie odpowiedział, tylko odblokował drzwi.
  • Jesteście superaśni!
  • Za to ty debiliaśny. - mruknął Portugalczyk. - gdzie cie zawieźć?
  • Do biblioteki – odparł poważnie, po chwili ciszy ryknęliśmy śmiechem – z czego się śmiejecie? Karim mówił, że mogę tam poderwać fajną dupcię na tekst o jakiejś książce, a jak będzie taki starszy facet to wypożyczy mi książkę na temat podrywu. Wiesz, że to właśnie dzięki takich wypadom do biblioteki Benzema jest mistrzem podrywu?
  • On jest mistrzem podrywu? - spytał Cris
  • a nie ten, jak mu tam Pipka?
  • Pipita, albo Pipa. - poprawił mnie Marcelo
  • No właśnie ten.
  • No co ty! Więcej niż dwie, to nie da rady. A tamte na ostatniej imprezie były bliźniaczkami i nie chciały się rozstać.
  • Czyli twierdzisz, że Benzema jest mistrzem podrywu? - spytałam
  • no tak, tylko on w ciągu jednej imprezy obracał dziewięcioma naraz.
  • Dziewięcioma? - zdziwiłam się
  • taa, ma facet branie. Gra z dziewiątką i obraca dziewięć dupci.
  • W sumie, może coś w tym jest – wtrącił Portugalczyk – ale jak przypomni sobie o jednej dziewczynie, to nawet jakby był jedynym samcem na imprezie samych napalonych fanek, to nawet nie zwróciłby na nie uwagi. Miałby je głęboko w dupie.
  • Ciekawe co ma w sobie, że tak na niego działa.
  • Urok osobisty – mruknęłam – coś co przyciąga i uzależnia. Seksapil.
  • Co?
  • ma w sobie seksapil – powtórzyłam – wiesz Marcelo, to takie coś co sprawia, że nie możesz przestać myśleć o dziewczynie. Przestaje być dla ciebie dupcią, a staje się kobietą.
  • Ty tak na serio? - spytał
  • na serio.
  • Jak ja się cieszę, że cię poznałem Lulcia.
  • Koniec twych wywodów, marsz do biblioteki. - nakazał Cristiano.
  • Dzięki i do zobaczenia.
  • Cześć – pożegnaliśmy się z Brazylijczykiem, ruszyliśmy w stronę osiedla. Pół godziny później siedziałam w swojej sypialni przeglądając przepisy w internecie. Nie miałam zielonego pojęcia co zrobić tacie na obiad, zeszłam na dół, otworzyłam lodówkę i zobaczyłam w niej kartkę „o mnie się nie martw, mam spotkanie z działaczami, zjem z nimi razem obiad, baw się dobrze z Hanią. Kocham, tata”. Cudownie, jeden problem z głowy, zadzwonił dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć, zastałam Cristiano.
  • O której chcesz pojechać zawieźć Hani jedzenie? - spytał prezentując rządek idealnie równych i białych zębów.
  • Twoja mama już ugotowała?
  • Pewnie, że nie głuptasie. Po prostu chcę wiedzieć, której po ciebie przyjechać.
  • To może o...
  • będę o 18. - dokończył
  • to po co...
  • chciałem cię zobaczyć. - odparł i ruszył w stronę bramy – do osiemnastej!
  • Tak, do osiemnastej. - zamknęłam drzwi, poszła do swojego pokoju, wcześniej biorąc z kuchni kubek lemoniady. Wyszłam na dach i zapaliłam papierosa, spokojnie paliłam patrząc daleko przed siebie, widziałam ludzi spacerujących z psami, samochody, ludzi wracających z pracy. Gdy skończyłam, wróciłam do pokoju, weszłam do łazienki, napuściłam wody do wanny i wzięłam długą kąpiel. Wyszłam, owinęłam ciało i włosy ręcznikiem. Nasmarowałam się balsamem owocowym i poszłam wybrać ubranie, nie chciałam na samym początku wystraszyć mamy Cristiano, ale jednocześnie, niech nie myśli że zrezygnuję ze swojego stylu, co to, to nie! Wybrałam zwykły czarny top, kwiecistą spódniczkę i oczywiście trampki. Włosy układały się w delikatne fale, postanowiłam wyskok je związać w kitkę. Nie będę się mocno malować, gdyż połączenie mocnego makijażu i czerwonych paznokci, może wywołać negatywne uczucia pani Dolores wobec mnie. Nie wiem czemu przejmuję się jej opinią, mamy zdanie pewnie miałabym w szerokim poważaniu, jednak w jej przypadku, nie wiem, nie umiem powiedzieć. Jej głos wydał mi się bardzo serdeczny. Więc może dlatego, chcę zrobić na niej dobre wrażenie? Cóż, trudno mi to określić. Wy tuszowałam jedynie rzęsy. Brałam się, z garderoby wyciągnęłam jeszcze jeansową katanę, skropiłam się perfumami, papierosy schowałam do biurka, do małej torebki spakowałam telefon, portfel i czerwoną pomadkę. Usłyszałam dzwonek do drzwi, zeszłam na dół, wcześniej przeglądając się w lustrze. Nie wyglądałam źle, wyglądałam znośnie.
  • Cześć...yyy... jest Lulu? - spytał mnie Portugalczyk
  • to ja pajacu. - warknęłam
  • to ty masz w szafie sukienkę? - zdziwił się
  • to spódniczka. Mam sukienki i spódniczki.
  • To czemu nie nosisz?
  • Bo wolę spodnie. - odparłam jeszcze spokojnie
  • ale w sukience, znaczy spódniczce masz ładniejsze nogi. - spojrzałam na niego podejrzanie – nie, że masz złe, ogólnie są fajne, ale w spódnicy ładnie są podkreślone.
  • Dziękuje – odparłam wsiadając do samochodu, po chwili Cris zajął miejsce kierowcy
  • myślałam, że mnie opieprzysz.
  • To źle myślałeś. - odparłam patrząc przez okno. Zatrzymaliśmy się na skrzyżowaniu, przed nami było kilka samochodów, przez okno zauważyłam kelnera, którego spotkałam dziś w sklepie. Otworzyłam okno, on zrobił to samo
  • cześć Lulu – uśmiechnął się
  • cześć nieznajomy. - odpowiedziałam – może dowiem się jak masz na imię?
  • Axl.
  • Żartujesz?
  • Nie, mówię serio, moi rodzice są wielkimi fanami Gun 'n Roses. - nie dość, że przystojny, to nosi imię faceta, w którym podkochiwałam się całe gimnazjum i część szkoły średniej. I chyba był tym samym, co widziałam w klubie, miał całą rękę w tatuażach.
  • Ej! co robisz? - spytałam Cristiano, gdy ten zamknął mi okno
  • nie chcę byś się przeziębiła – wyjaśnił spokojnie, spojrzeliśmy sobie w oczy, jego zdecydowanie pociemniały, chyba był zły.
  • Dobrze, nie musisz się złościć.
  • Ja się wcale nie złoszczę – syknął
  • ej, ej... nie wiem o co ci chodzi, ale nie zwracaj się tak do mnie, jeśli chcesz strzelać focha to nie w moją stronę, a jak już chcesz się na kimś wyżyć to zapisz się na boks, a jeśli ci się to nie podoba, to cale się do mnie nie odzywaj. - po chwili ciszy i głośnego oddychania się odezwał.
  • Przepraszam. - nie odpowiedziałam, ani na niego nie spojrzałam, niech cierpi i przeprasza dalej. - Lulu słyszysz? Przepraszam, nie chciałem byś źle to odebrała i czuła się urażona. Przepraszam – patrzył się na mnie smutnym wzrokiem – Lulu, proszę
  • patrz się na drogę, a nie na mnie.
  • Przepraszam.... Przepraszam.... Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam.
  • Możesz przestać? - spytałam
  • a przyjmiesz przeprosiny?
  • Nie wiem.
  • Proszę, Lulu ja naprawdę żałuję tego co powiedziałem.
  • Nie wydaje mi się. - zjechał na pobocze, wyłączył silnik, jedną rękę oparł o mój zagłówek, drugą chwycił mnie za brodę.
  • To uwierz. - wyszeptał. Przez moje ciało przeszły ciarki, patrzyłam na niego, a on czarował mnie swoim wzrokiem, brązowe ślepia przeszywały mnie na wylot, co się do cholery ze mną dzieje? - to jak? Wierzysz mi?
  • Chyba tak. - mruknęłam, uśmiechnął się – ale nie licz, że zapomnę.
  • Dobrze kwiatuszku.
  • Nie nie mów....
  • dobrze. - ruszyliśmy dalej, pięć minut później staliśmy pod drzwiami akademickiego mieszkania Hani i Tadka. Zapukaliśmy, raz, drugi. - może jej nie ma? - spytał
  • nie nie. Na pewno jest. - mruknęłam
  • zapukam jeszcze raz.
  • Czekaj. - zatrzymałam jego dłoń
  • po co?
  • Wygrała pani wycieczkę na wczasy do Ciechocina dla dwóch osób, plus karnety na majowe. - po chwili drzwi się otworzyły. - zawsze działa
  • pewnie, to ty wymyśliłaś to hasło.
  • W końcu główka pracuje. - Cris poszedł zanieść jedzenie do kuchni, ale po chwili wrócił
  • tam jest łazienka, a gdzie kuchnia?
  • Po twojej prawej stronie. - odpowiedziała przyjaciółka – ej, ta kiecka jest boska, skąd ją masz?
  • To mojej mamy, nigdy jej jeszcze nie ubrała, chociaż kupiłam ją jej dwa lata temu na dzień matki. - odparłam smutno – no, ale cóż, skoro staruszka nie ma gustu, to co ja się będę przejmować.
  • Dobłe tło ciao – powiedział Cristiano z pełnymi ustami
  • co piekłaś?
  • A co ja bym mogła upiec?
  • Murzynka? - zaśmiałam się
  • nie śmiej się, jako jedyny mi wychodzi. A wy już idźcie i nie psujcie mi romantycznej atmosfery, w którą się wprawiam, przed spotkaniem z Tadziem
  • chyba erotycznej – poprawiłam ją
  • Lulu, idź pilnować swojego Cristiano, bo jakaś pinda już za nim idzie.
  • CO? to lecę! Udanego!
  • Dzięki i wzajemnie – odparła zamykając drzwi, dopadłam Cristiano przed windą, faktycznie jakaś małpa się do niego łasiła.
  • Ratuj – odczytałam z jego ust, tylko wzruszyłam ramionami, spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem
  • Cris, w głowie mi się kręci. - złapałam się za głowę
  • CO?! - szybko do mnie podbiegł, odpychając dziewczynę – Lulu, spójrz na mnie – złapał mnie za ramiona – hej kwiatuszku.
  • Możemy zejść schodami? - spytałam cicho
  • w twoim stanie?
  • Będzie szybciej, zanim ta winda przy...
  • no dobrze, chodź – wziął mnie na ręce
  • mi też jest słabo! - pisnęła – i w głowie mi się kręci
  • mogłaś użyć więcej tych duszących perfum – odpowiedział schodząc po schodach – ale wymyśliłaś z tą głową
  • ale ja wcale nie wymyśliłam sobie tej głowy. - odparłam
  • nie? - spytał z niepokojem w głosie
  • nie. - zaniósł mnie aż do samochodu, otworzył drzwi, samodzielnie wsiadłam, szybko zajął miejsce kierowcy – masz przy sobie jakieś dokumenty?
  • Po co? - zdziwiłam się
  • pojedziemy do lekarza. - oznajmił
  • ja nigdzie nie jadę! - krzyknęłam
  • właśnie, że jedziesz, nie można lekceważyć takich rzeczy.
  • Cristiano mi nic nie jest.
  • Tak mówisz a za chwilę mi padniesz.
  • Nie. Cris, ja udawałam. Prosiłeś, a nic innego nie wymyśliłam
  • nie mogłaś powiedzieć szybciej?
  • Kiedy szybciej?
  • Niosłem cię przez całą drogę.
  • Nie marudź! W zamian ci zaśpiewam.
  • Co? ABBA? Boney m? Village People?
  • Chciałam ci zaśpiewać coś z muzyki, którą lubię najbardziej.
  • Czyli?
  • Jakiś rock, albo może Dżem.
  • Co?
  • to polski zespół, wokalista już nie żyje.
  • To oni nadal.
  • Tak nadal grają, mają innego wokalistę. Może Aerosmith. Coś wymyślę.
  • Yhm, radzę zacząć przygotowania. - jechaliśmy nie rozmawiając, grało tylko radio – jesteśmy. - mruknął wysiedliśmy z samochodu, Cristiano posłał mi uśmiech. Drzwi się otworzyły i pojawiła się w nich niższa kobieta.
  • Cześć mamo! - powiedział Cristiano



Brak weny mnie nie opuszcza, cóż może kiedyś wróci...