- Lubisz mnie?
- Tak, a czemu pytasz? Jeśli ci chodzi o tą rywalizację w czasie gry, to ja po prostu lubię wygrywać. Bardzo cię lubię, jesteś....jesteś inna, wyjątkowa.
- Na prawdę? - spytałam cicho
- tak, pierwszy raz spotkałem tak zadziorną dziewczynę, z takim charakterem i ciętym językiem. - chyba się zaczerwieniłam, dobrze że było ciemno.
- Dziękuję – szepnęłam
- proszę, po prostu mówię prawdę. - mruknął
- Cristiano?
- Tak?
- Pamiętasz jak wtedy przed akademikiem pytałeś się czy coś mnie wystraszyło?
- Pamiętam. - kiwnął głową
- wtedy....wtedy...wydawało mi się, że widziałam Karola – wyszeptałam ze spuszczoną głową.
- Boisz się go?
- Cristiano, ja...ja...nie wiem. Niby się go boję, ale najchętniej to bym go rozszarpała. Nie wiem co zrobię gdy go spotkam.
- Nie martw się, pomogę ci.
- Ale obiecaj, że...
- ...nie będę sobie brudzić rąk, nie martw się, po prostu będę...będę robić wszystko byś czuła się bezpiecznie. - nie odpowiedziałam tylko go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk. Spojrzeliśmy sobie w oczy, nasze twarze były blisko siebie, w dali słychać było tylko szum koron drzew poruszanych przez wiatr.
- Cristiano – wyszeptałam
- cii.... - położył mi palec na ustach. Nasze twarze były co raz bliżej.Następnego dnia
- Hej Lulu!
- Cześć Marcelo – przywitałam się z Brazylijczykiem – jak ci idzie angielski? Myślałam, że lekcje masz dopiero jutro.
- Dobrze, dziś przyjechałem tylko z jakimś dokumentem, a jak ci idzie z hiszpańskim?
- Też dobrze, niedługo koniec... - przerwał nam dźwięk mojego telefonu. - przepraszam. Tak tato?....rozumiem...na ile?...ok..rozumiem....do zobaczenia.
- Coś się stało? - spytał
- nie, wszystko ok. Mój tata wyjeżdża na tydzień, więc mam cały dom tylko dla siebie.
- A twoja mama?
- Jest na warsztatach aktorskich w Barcelonie.
- Ładnie wczoraj wyglądałaś, dziś też ładnie.
- No dobra, o co chodzi?
- Cześć wam – przywitał się Portugalczyk
- cześć ci – odparliśmy
- no dobra Marcelo, zbieraj się. Zabrać cię? Czy twój tata przyjedzie?
- Pojechał w delegację, więc możesz dziś robić za mojego szofera.
- To zapraszam. - szliśmy ramię w ramię nie odzywając się do siebie. Otworzył mi drzwi pasażera, usiadłam bez słowa, zamknął za mną drzwi. - Lulu?
- Hmm?
- Co rob....
- no już jestem – wsiadł Brazylijczyk do auta
- Cristiano, co chciałeś? - spytałam
- chciałem zapytać o hiszpański. - mruknął
- świetnie, niedługo mam egzamin potwierdzający ukończenie kursu.
- To dobrze, jak chcesz to jeszcze poćwiczymy.
- Pewnie. - odparłam, Cristiano odwiózł Marcelo, przez całą drogę rozmawiali o jakiejś defensywie, ofensywie i jakimś Mou. Faceci to jednak mają dziwne tematy do rozmów. Jechaliśmy w stronę osiedla, na którym mieszkamy. Zatrzymał się pod moim domem.
- Dzięki – szepnęłam
- poczekaj – mruknął, spojrzałam na niego pytająco
- co robisz dziś wieczorem?
- Nic, Hania wpadła w wir zwany Tadek, moich rodziców nie ma. Masz na myśli ten hiszpański? Jak chcesz i masz czas to z chęcią poćwiczę.
- Tak..tak, to o której? 17 ci pasuje?
- Tak, do 17 Cristiano.
- Do 17 – mruknął, wysiadłam z samochodu po czym bardzo szybko odjechał. Co mu się stało? Nie wiem, prawdę zna tylko Cristiano.Z perspektywy Cristiano, kilka godzin wcześniej, Valdebebas
- Hej Cris. - przywitał się z Portugalczykiem Sergio
- cześć Ramos. - mruknął – jak tam?
- Widzieliśmy się wczoraj wieczorem. - zdziwił się Hiszpan
- wiem, zmieniam temat, bo wiem o co chcesz zapytać.
- Chodzi ci o Lulu? - uśmiechnął się – stary, wiem co czujesz.
- Nie wiesz, przyjaźnimy się.
- Ja też się przyjaźnię z Sophie. - powiedział szybko
- o nie, nie. Ty ją Ramos kochasz.
- Nie prawda. - syknął, na co Portugalczyk zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? Wyznałeś Lulu miłość? - spytał Francuz.
- Tee, nie bądź taki mądry. - upomniał go.
- Cris, chill out. To nic trudnego. Powtórz po mnie. Kocham cię.
- Pojebało cię? - spytał.
- Nie. Ja powiem: Kocham cię Cristiano, a ty mi powiesz ja ciebie też kocham. - powiedział całkiem poważnie.
- Nie, ty jesteś...ty...tak na serio? - wydukał
- No tak. - uśmiechnął się – gotowy?
- Wiesz, wolę popatrzeć, może później. O zobacz! Marcelo ci pomoże.
- W czym? - spytał zdezorientowany Brazylijczyk
- pomożesz Karimowi i wyznacie sobie miłość.
- Żebyś zrobił to samo z Lulcią?
- Ja jej nic...
- tak o to chodzi – powiedział Hiszpan
- Marcelo?
- Tak – spytał wysokim głosem
- kocham cię.
- Och Karim....jesteś taki romantyczny, ja ciebie też kocham. - i z impetem rzucił się na Francuza.
- Wam doszczętnie słońce mózg wypaliło. - zaśmiał się mężczyzna
- Ale trenerze, to prawdziwe uczucie.
- Wiecie, ja nic do gejów nie mam. Spokojnie, nie krępujcie się.
- Widzisz Karim, trener nas popiera.
- Marcelo zejdź ze mnie.
- Karim przestań, rozumiem, do mnie żona też się przytula. - odparł, na co reszta z trudem powstrzymywała śmiech.
- Widzisz Karim, daj pyska.
- MARCELO ZŁAŹ! - ryknął
- no dobra, ale wiedz, że jak będziesz chciał się przytulić, to na mnie nie licz! I nie płacz! Nie nabiorę się na łzy! - odparł i wyszedł z szatni
- Cristiano, co twoja mama dodała do jedzenia? - spytał Sergio
- nie wiem. Mam nadzieję, że nas to ominie.
- No – mruknął Sergio – a ty się nie martw, kupimy ci dmuchaną lalkę.
- Dzięki Ramos, na ciebie zawsze można polegać. - poklepał go po plecach i wyszedł.
- Cristiano, możemy porozmawiać? - spytał trener po zakończonych zajęciach.
- Tak, trenerze. Coś się stało? Wiem, że ostatnio gorzej z moją celnością, ale będę zostawać dłużej po treningu, to dopiero początek sezonu.
- Nie o to mi chodzi.
- To w takim razie, o co?
- Nie wiem, co to za dziewczyna, ale działa na ciebie pozytywnie.
- a...a...ale
- rób to co ci mówi serce. Do jutra. - uśmiechnął się i wyszedł
- do jutra – mruknął.Wieczorem, LuluNie wiem co się dzieje z Cristiano, to co wczoraj się zdarzyło, a właściwie nie zdarzyło, bo wczoraj wyznałam mu swoją obawę w sprawie Karola i przytuliliśmy się, a potem pocałował mnie w czoło, tak po przyjacielsku.Czy ja coś do niego czuję? Nie wiem. Wiem jedno. Lubię go. Cenię. Chcę się z nim przyjaźnić. Chcę wiedzieć, że mam w nim oparcie, pomocną dłoń, ale kto uwierzy że dziewiętnastolatka przyjaźni się z dwudziestosiedmioletnim facetem, bo mają wspólne tematy i dobrze się im rozmawia. Na dodatek Cris jest piłkarzem, a ja wcześniej go wcale nie kojarzyłam, wiedziałam że istnieje sobie taki Cristiano Ronaldo i latają za nim kobiety z każdego zakątka ziemi, ale nie wiedziałam że okaże się on moim Crisem ( w sensie – przyjacielem). Nawet Hania mówiła, że kogoś jej przypomina, a mnie to nie interesowało. Znamy się już dwa miesiące, a ja nie mam jego numeru telefonu, to nie jest normalne...na dole rozległ się dzwonek do drzwi, zeszłam otworzyć.
- Cześć Cristiano – posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił.
- Cześć. Nie boisz się? - spytał gdy siedzieliśmy przy stole kuchennym z herbatą
- czego?
- Być sama w takim dużym domu.
- Twój jest większy.
- Ale ja jestem mężczyzną i ła...
- widzę, że nie pamiętasz o mojej ciężkiej dłoni. - zaśmiałam się
- Nie o to chodzi. - mruknął
- to o co?
- Martwię się o ciebie. Nie chcę by stała ci się krzywda. Hej, Lulu przede mną nie musisz grać silnej i niezależnej suki, wiem że w środku kryje się delikatna i wrażliwa dziewczyna, którą łatwo zranić.
- Dlaczego mi o tym mówisz? - spytałam cicho
- bo się przyjaźnimy, tak myślę – spojrzał na mnie pytająco, przytaknęłam głową – i jesteś ważną osobą w moim życiu. Kiedy byłem młodszy, dużo młodszy, byłem w twoim wieku to zacząłem grać w Manchesterze United, nie znałem angielskiego, nie miałem prawdziwego przyjaciela, wtedy myślałem o takiej małej dziewczynce z zadziornym charakterem i niewyparzonym językiem. Skoro ona da radę, to ja nie dam? I przez pierwsze kilka miesięcy mniej więcej to wychodziło, później nie byłem sobą, ani nie miałem silnego charakteru, byłem po prostu chamski, arogancki, bezczelny, uważałem że wszystko mi się należy, że gdyby nie ja drużyna by nic nie osiągnęła, jednak prawda jest taka, że gdyby nie drużyna to ja, bym niczego nie osiągnął. Przecież wszyscy pracujemy na sukces, nie tylko jeden Cristiano Ronaldo, i nie tylko drużyna, są trenerzy, sztab medyczny, inni pracownicy, od szatniarzy po sprzątaczki. Jeden Cristiano nie może grac w obronie, strzelać bramki i tej bramki bronić. Ale lepiej uświadomić sobie to później, niż wcale.
- Tak jak w muzyce, no chyba że jest się człowiekiem orkiestrą. - Cristiano zaśmiał się kręcąc głową. - chodź pokażę ci mój mały kąt. Weszliśmy po schodach na górę, do mojego pokoju, otworzyłam okno i przez nie wyszłam – idziesz?
- Tak, tak. - wyszedł za mną, uważnie stawiając kroki na dachu.
- Usiądź tu – wskazałam miejsce – podoba ci się?
- Siedzenie na dachu?
- Dla ciebie to siedzenie na dachu, dla mnie to siedzenie w moim małym raju. Odkąd pamiętam chodziłam po dachach, ma to w sobie jakiś urok.
- Masz jakieś marzenia? - nagle spytał
- każdy jakieś ma. - mruknęłam
- każde jest inne.
- Yhm. Zawsze marzyłam o rockowej kapeli, ale nie Jonas Brothers, Hannah Montana czy Selena i przyjaciele. Zespół w stylu Gun 'n Roses, Aerosmith czy Bon Jovie. Mój tata mówił, że jak byłam małym dzieckiem to uspokajałam się przy Metallice. Serce bije w rytm rocka. A ty...o czym marzysz?
- Jak byłem mały marzyłem, by zostać piłkarzem i grać dla Królewskich.
- Marzenie się spełniło.
- Tak – wyszeptał – ale mam też inne, bardziej przyziemne, dla niektórych mogą wydawać się śmieszne.
- Na pewno nie. No chyba, że chciałbyś mieć życie erotyczne jak Ricky Martin.
- Przecież on jest gejem – zaśmiał się, spojrzałam na niego podnosząc jedną brew – no może kiedyś, jakieś dziesięć lat temu.
- Czyli jednak. - zaśpiewałam – to jakie masz marzenie?
- Chciałbym mieć szczęśliwą kochającą się rodzinę, cudowną żonę, z którą prócz miłości łączyłaby nas przyjaźń, małą drużynę piłkarską.
- CO?
- no w sensie, że dzieci.
- To ilu gra piłkarzy w meczu, no wiesz o co mi chodzi. Ilu was biega za piłką w kolanówkach.
- Jedenastu.
- Chcesz mieć jedenaścioro dzieci?
- Dobra, trochę przesadziłem. Ale tak trójka, w zupełności mi wystarczy.
- Ambitne plany.
- Ambitne plany to masz ty – odparł
- Cristiano?
- Tak?
- Bo wiesz, że
- możesz zapalić. - zaśmiał się
- nie wiem z czego się śmiejesz, nie paliłam cały dzień. Kiedyś to paliłam o każdej porze dnia i nocy, a od jakiegoś czasu tylko wieczorem, lub w nocy. Jeden dwa papierosy dziennie. Kiedyś paliłam nawet piętnaście. Albo wiesz co?
- Nie wiem, ale zapewne za chwilę się dowiem.
- Nie zapalę.
- Dlaczego?
- Nie mam ognia. - mruknęłam, na co zaczął się śmiać. - nie czekaj, jednak mam.
- Zapałki?
- Tak, jak pierwszy raz się zaciągasz nie czujesz gazu.
- Powiedzmy, że rozumiem.
- Spoko – mruknęłam – Cris?
- Co?
- nie mówi się co, tylko proszę.
- Co proszę?
- Odpowiesz mi na pytanie?
- Tak.
- Ale tak szczerze.
- Dobrze.
- Ale szczerze – szczerze.
- Szczerze – szczerze. - powiedział
- co chciałeś mi powiedzieć zanim Marcelo nam przeszkodził?
- Heh... no skoro szczerze. Chciałem zapytać co robisz dziś wieczorem.
- Yhm, a co konkretniej?
- Wiesz, wczoraj spędziłaś czas z moimi przyjaciółmi, a moja mama się dziś znów o ciebie pytała i tak sobie pomyślałam, byś dziś znów przyszła i wiesz....no...jakbyś chciała.....porozmawiać z moją mamą. Taki miałem pomysł, ale teraz siedzimy na dachu, ładnie tu masz, gwiazdy widać i można się wyciszyć. Zapomnij o tym.
- Która godzina?
- Jest równo 18. - odparł
- to chodź – mruknęłam i wstałam
- nie będziesz palić?
- Nie. - weszliśmy do pokoju
- co masz zamiar zrobić?
- Iść do twojej mamy, jeśli...
- będzie zadowolona. - uśmiechnął się. Wyszliśmy z domu, przez całą drogę śpiewałam wywołując salwę śmiechu u Cristiano. Serio nie wiedziałam o co mu chodzi. Przecież mówił, że ładnie śpiewam. Przekroczyliśmy próg domu Cristiano – Mamo! Wróciłem!
- Już? Tak szybko? O Boziu! Laurencja kwiatuszku, witaj!
- Dobry wieczór. - przywitałam się
- wchodźcie, a ja zaraz przyniosę wam coś słodkiego.
- Naprawdę nie trzeba.
- Oj co nie trzeba, to chociaż soku przyniosę, dopiero wyciskam. Słyszałam, że pomarańczowy to twój ulubiony.
- Tak.
- Usiądźcie i porozmawiajcie, a ja zaraz do was dołączę.
- Chodź – pociągnął mnie za rękę
- Cristiano?
- Co?
- masz bardzo ładny dom.
- Dziękuję. Chodź oprowadzę cię.
- To może powiedz mamie, by nas nie szukała.
- Dobry pomysł. - poszedł w stronę kuchni gdzie znajdowała się pani Dolores. Spojrzałam na ścianę, gdzie znajdowały się ramki ze zdjęciami, z mamą, z siostrami i bratem, o których mi opowiadał, z chłopakami z drużyny i jakimś starszym siwym mężczyzną, jedna ramka była pusta - możemy iść.
- Kto to? Twój tata? - spytałam wskazując na zdjęcie ze starszym mężczyzną
- nie, ale jest dla mnie jak ojciec. Sir Alex Ferguson. Trener Manchesteru United.
- Ach.. rozumiem.
- Gotowa na zwiedzanie?
- Tak jest panie przewodniku – odparłam
- łazienek nie będę ci pokazywać.
- Chcesz pominąć tak ciekawe punkty wycieczki? - udałam zasmuconą, nie skomentował tego.
- Zapraszam – otworzył przede mną drzwi
- łazienka? - zdziwiłam się
- sama mówiłaś, że to ciekawy punkt wycieczki. - podniosłam jedną brew do góry – chodź tu jest moja biblioteka. - weszliśmy do pomieszczenia gdzie regały były wypełnione książkami.
- Lubisz czytać?
- Tak, co mam innego robić jak jestem sam? A tu są albumy rodzinne, ten – wskazał na pomarańczowy – już widziałaś
- tak. Cristiano cudnie jedzący pomarańcze.
- Pomińmy mnie cudnie jedzącego owoce i inne rzeczy. W tym pokoju trzymam wszystkie trofea.
- Trofea?
- Tak, a to jest najcenniejsze. - wskazał palcem na jelito zwierzęce wypełnione powietrzem, pomalowane na złoto. - złota piłka. - powiedział dumnie.
- Imponujące. - szepnęłam
- tak – rozmarzył się
- a ten but?
- To but za zdobycie najwięcej goli w sezonie.
- I ty tak w tym jednym bucie będziesz grać? Mogli się wysilić i dać komplet. - wybuchł śmiechem – nie wiem z czego się śmiejesz.
- To może chodźmy dalej. - powiedział wycierając łzę. - na piętrze są sypialnie, a na dole jest ciekawiej.
- To co dół?
- Tak – mruknął trąc oko, zeszliśmy na dół, siłownia, kryty basen, jak to Cris określił pokój zabaw, gdzie był stół do bilarda i bar.
- Co tak ciągle trzesz to oko?
- Chyba coś mi wpadło. - mruknął ocierając łzę.
- Pokaż.
- Nie trzeba.
- Pokaż.
- Serio nie trzeba.
- Powiedziałam pokaż. - syknęłam przez zęby. Schylił się – zabierz rękę.
- Czy to jest ko.....jest konieczne. - otarłam łzę i zobaczyłam rzęsę na jego oku
- ośliń – mruknęłam pokazując mi palec
- co? po co? Czy to k... - kiedy mówił wsadziłam mu palec do buzi, po czym wyciągnęłam uwierającą rzęsę.
- Gotowe – uśmiechnąłem się wycierając palec w jego bluzę.
- Nie wiem po co ten palec, ale dziękuję. Już mi lepiej. - weszliśmy na górę, gdzie pani Dolores zostawiła na stole szklanki z sokiem i jak można się było domyślić z ciastkami
- sama piekłam, spróbuj mam nadzieję, że będą ci smakować. - poszła z powrotem do kuchni
- Z pewnością – uśmiechnęłam się
- lubię jak tak się uśmiechasz – mruknął cicho, spojrzałam na niego i przygryzłam dolną wargę.
- Lubię jak mówisz prawie szeptem, masz wtedy bardzo zmysłowy głos. - odparłam, po czym się zaczerwienił. - tu cię mam.
- Co ty taki czerwony? - spytała pani Dolores – jak ci gorąco to zdejmij tą bluzę. - zaśmiała się i znów wyszła.
- Tak mamo – mruknął i zdjął bluzę razem z koszulką, jakie on ma ciało, jak...jak...jak bóg i te plecy, Cristiano spojrzał na mnie wymownie
- nie działa – skłamałam.
- Nawet teraz? - spytał i napiął mięśnie, zaprzeczyłam głową
- ubierz koszulkę, zmarzniesz. - Cristiano ubrał koszulkę i wróciła pani Dolores.
- Mam kolejny album – odparła z uśmiechem
- mamo, proszę. - odparł i spojrzał na mnie
- wie pani co, z chęcią kiedyś obejrzę te zdjęcia, a może pani mi coś opowie, Cris wspominał, że jest pani kucharką, a ja prócz naleśników to nic nie umiem.
- Ojej, z chęcią ci coś opowiem. Synku przynieś mi kartkę i długopis.
- Dobrze.
- Moja mama jest Portugalką i moja babcia jak przyjeżdżałam to robiła takie kulki, chyba z ziemniaków.
- Ach wiem o co ci chodzi. Jak Cristiano przyniesie, o już jesteś...
- proszę mamo
- dziękuję, napiszę ci przepis, wiesz jak Cristiano był mały to zawsze je lubił, zawsze tak śmiesznie się oblizywał – spojrzałam na Cristiano, a on schował twarz w dłonie.
- Na pewno wyglądał wtedy uroczo.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - mruknęła. Rozmawiałam z Crisa mamą dobre dwie lub trzy godziny. Opowiadała różne historie o tym jak Cristiano był mały, potem jak przeprowadzał się do Anglii.
- Późno już, będę się zbierać. - odparłam i zabrałam szklanki
- zostaw, posprzątam.
- Pomogę.
- Odprowadzę cię, tylko pójdę do łazienki.
- Dobrze, wezmę
- Nie trzeba, poradzę sobie. Jutro wyjeżdżam, ale mam nadzieję, że to nie było nasze ostatnie spotkanie.
- Z pewnością nie.
- Daj znać. Jak wyszły kulki. Opiekuj się moim synkiem. Bylibyście ładną parą – mruknęła cicho. - nie rób takiej miny, widzę. Nie przejmuj się różnicą wieku, mój mąż był ode mnie starszy dziesięć lat. Najważniejsza jest miłość.
Ubranie Lulu
Para pam pam pam.... już jest trochę lepiej, chociaż to nie to samo gdy mam 'swoją' wenę i rozdziały 'piszą się same'. Przepraszam Edzia, wiem rozdział miał być dłuższy...
Obiecuję, że następny rozdział będzie bardziej emocjonujący:))
widzimy się za tydzień:))